wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział szósty: Bardzo białe stokrotki



"Każdego dnia dzieje się tysiąc rzeczy, 
które jakoś nas omijają.
Chodź, przebij się przez ten hałas, 
żebyś mógł usłyszeć dźwięki miłości."
~ Natasha Bedingfiled "Neon Lights"


                Ostrożnie zwlokła się z łóżka przymuszona nagłym pragnieniem, starając się nie obudzić leżącego obok Leona. Podreptała do niewielkiej kuchni oddalonej od sypialni zaledwie o kilka metrów. Po omacku uderzyła w włącznik światła i mrużąc oczy spojrzała w głąb pomieszczenia. 
                Stał przy blacie skupiając wzrok na tafli wody nalanej do zielono-czarnego kubka. Postukał kilka razy w brzeg naczynia i odwrócił się zdając sobie sprawę, że ktoś zapalił światło. Zmarszczył czoło i uśmiechnął się niemrawo do Natalii.
– Nie śpisz? – zapytała zachrypniętym głosem i podeszła bliżej, aby nalać sobie czegoś do picia. Wybrała herbatę z cytryną, zaparzoną jeszcze rano.
– Nie mogę zasnąć. – wyjaśnił krótko, przyglądając się kobiecie, która upijała kolejne łyki brązowawej cieczy.
                Przez moment trwali w zupełnym milczeniu. Hiszpanka, najciszej jak tylko mogła, odłożyła szklankę do zlewu. Miała zamiar wrócić do sypialni.
– Kiedy wiedziałaś, że jesteś zakochana w Leonie? – zatrzymał ją dosyć nietypowym pytaniem. W pierwszej chwili na ustach Natalii pojawił się delikatny uśmiech. Była pewna, że chłopak żartuje. Jednak widząc jego grobową minę, zapytała:
– Seba, wszystko w porządku? Dlaczego mnie o to pytasz? – przyłożyła dłoń do jego lekko spoconego czoła, ale on odtrącił ją z grymasem na twarzy.
– Mówię poważnie. – oznajmił i usiadł na jednym z plastikowych krzeseł ustawionych obok stolika wykonanego z tego samego tworzywa. Naty zajęła miejsce na drugim siedzeniu.
– Cóż, nie wiem jak ci odpowiedzieć. To się chyba po prostu powoli zaczyna czuć. Chociaż to sprawa bardzo indywidualna. Nie gwarantuję, że u ciebie będzie tak samo. – przyznała i wsadziła dłonie pod uda. Machała lekko podkurczonymi nogami. – Poznałeś kogoś? – dodała po krótkiej pauzie. Brunet tylko pokiwał niepewnie głową. Natalia obróciła się jeszcze bardziej w jego stronę. Oparła łokcie na półprzeźroczystym blacie, a dłonie podłożyła pod brodę. – Jak ma na imię?
– Ludmiła. – wyszeptał i spuścił głowę. Zupełnie zignorował głos w jego umyśle, który bez przerwy piskliwie przypominał imię pewnej rudowłosej piękności.
– Pięknie imię, rzadko spotykane. – stwierdziła równie cicho. – Jak się poznaliście? – zadała kolejne pytanie, na co Sebastian zaśmiał się pod nosem. Przypomniał sobie, jak wpadł na blondynkę. Jego myśli momentalnie przestały krążyć wokół płomiennowłosej, a głosik w głowie stał się bardzo słabiutki i ledwo słyszalny wśród całych tłumów krzyczących: „Ludmiła! Ludmiła!” Opowiedział Hiszpance całą tą Historię na co dziewczyna również się zaśmiała.
                Rozmawiali jeszcze przez kilka, może kilkanaście minut. Natalka jeszcze kilka razy dopytywała o blondynkę, a Seba opowiedział jej właściwie wszystko, czego do tej pory dowiedział się o Ludmile. Pomimo, że widział ją tylko dwa razy w życiu, uważał, że zdążył już odkryć wiele jej charakterystycznych cech.
                Była bardzo mądra, sprytna. Dala się zapamiętać jako bardzo elegancka młoda kobieta, którą trudno wyprowadzić z równowagi. Ferro to przede wszystkim nieziemsko piękna dziewczyna, z którą wyjątkowo przyjemnie się rozmawia.
                Kobieta przeniosła swój wzrok na elektroniczny zegarek wbudowany w piecyk, który wskazywał, że siedemnaście minut temu wybiła północ.
– Powinniśmy już iść spać. Jutro praca, szkoła. – oznajmiła i podniosła się z krzesła. Sprzątnęła z blatu kubek, który zostawił tam Sebastian. Podreptała w stronę drzwi i machnęła ręką na chłopaka, dając mu znak, że powinien za nią podążyć. Niechętnie udał się do swojego pokoju, śmiejąc się na pożegnanie do Natalki.

☆☆☆

                Wyjrzała za już wypełnione smugami okno i zmrużyła powieki, nie dowierzając w to, co widzi. Dotknęła szyby opuszką palca i zatoczyła nią niewielkie koło. Jeszcze przez kilka chwil wpatrywała się w zielonkawą, lekko wysuszoną trawę. Na seledynowym puchu spoczywało kilka kwiatuszków brutalnie wyrwanych z podłoża. Długo próbowała zrozumieć, czy tak naprawdę istnieją, czy po raz kolejny wyobraźnia płata jej figle. Nigdy wcześniej nie widziała stokrotek chociażby odrobinę podobnych do tych. Były wyjątkowo duże, nawet kilka razy większe od tych zwyczajnych, rosnących prawie na każdym kroku. Nie dostrzegała też charakterystycznego, żółtego punktu. Wydawały się bardzo białe, zupełnie jakby udawały śnieg.
                Nie zwróciła uwagi na głośny, pełny pretensji krzyk dobiegający z kuchni. Pokusa choćby najdelikatniejszego muśnięcia tych cudów natury, chwilę temu znajdujących się w zasięgu jej wzroku, byłą zbyt silna. Energicznie wybiegła przed dom i stanęła dokładnie w miejscu, gdzie wcześniej widziała kwiaty. Rozejrzała się, ale nic więcej nie dostrzegła. „No tak, znów te zwidy. Kiedy to się skończy?”
                Zrezygnowana powróciła do pomieszczenia i zignorowała wołanie mamy. Usiadła na poprzednim miejscu i znów nie spuszczała wzroku z trawnika, jakby miała nadzieję, że znów objawią się kwiatuszki Niestety, pomyliła się.
– Ludmiła, wychodzimy! – krzyknął ktoś z kuchni, a dziewczyna podniosła dłonie do twarzy i zatkała uszy, aby nie słyszeć tego okropnego wołania. – Ludmiła! – usłyszała ponownie. Tym razem dźwięk był stłumiony, ale doskonale mogła odróżnić każdą głoskę, których składało się jej imię.
                Poczuła dłoń na lewym nadgarstku. Postać pociągnęła ją w stronę przedpokoju, mamrocząc coś pod nosem, ale Ludmiła nie mogła tego usłyszeć, gdyż jej palce nadal były wetknięte w małżowiny. Niepewnie otworzyła oczy i zobaczyła mamę krzątającą się po pomieszczeniu. Pakowała jeszcze ostatnie przedmioty, które wcześniej chyba stały gdzieś w kuchni. Jak zwykle, robiła wszystko na ostatnią chwilę.
                Blondynka kucnęła przy jednym z otwarty pudeł i wyciągnęła z niej fioletowy notes, którego okładka cała była pokryta pluszem. Otworzyła go na przypadkowej stronie i zaczęła cicho nucić swoją ulubioną piosenkę, którą napisała jakiś czas temu. Od wielu lat tworzyła utwory. To była jedna z jej skrytych pasji. Nie grała na żadnym instrumencie, więc akompaniament do jej piosenek zwykle ograniczał się do wystukiwania rytmu dłonią bądź stopą.
                Poczuła, że ktoś zbyt gwałtownie pcha ją w stronę drzwi. Na moment straciła równowagę, ale nie wywróciła się. Zahaczyła wewnętrzną częścią łydki o kant kartonu, więc na jej nodze powstał nieprzyjemnie szczypiący, ciemno czerwony ślad.
– Na pewno wszystko zabrałaś? – po raz tysięczny tego dnia usłyszała to pytanie. Jak zwykle, pokiwała tylko niemrawo głową. Chwyciła karmazynową torebkę pozostawioną wcześniej na ziemi i przerzuciła ją przez ramię. Już jakiś czas temu wywieziono wszystkie meble, więc podłoga była jedynym miejscem na przechowywanie nie spakowanych jeszcze przedmiotów. Podtrzymała dłońmi pudełko podane przez mamę, a następnie, zgodnie z jej poleceniem, włożyła do bagażnika wypożyczonego samochodu. Czynność tę powtórzyła kilka razy i wreszcie sama zajęła miejsce pasażera. Angie zasiadła za kierownicą i już po chwili sama ruszyła. Ludmiła posłała ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę ukochanego domu i jeszcze przez moment wpatrywała się w trawnik. Chyba dostrzegła ostatnią stokrotkę.
– Cieszysz się? – zapytała kobieta, która manewrowała drobnymi dłońmi  po ciemnej kierownicy. Skupiona była na drodze, więc nie mogła dostrzec grymasu pojawiającego się na powoli na twarzy córki.
– Zgadnij. – odpysknęła, na co Angie tylko westchnęła z poirytowaniem. Wcale nie miała ochoty rozmawiać, z Ludmiłą, która odkąd otworzyła tego ranka oczy, wydawała się obrażona na cały świat.
–  Wreszcie będziesz miała towarzystwo w swoim wieku. Kiedyś zawsze prosiłaś mnie o rodzeństwo. – Podtrzymywała rozmowę, jakby z przymusu. Ludmiła milczała przez dłuższy moment.
– Nie mam już pięciu lat, mamo. – odpowiedziała wreszcie, niezbyt uprzejmie. Kobieta westchnęła ponownie i porzuciła plan wymiany zdań z córką.

                Dalej jechały w milczeniu.

☆☆☆

                Zrzuciła z siebie jasno fioletową narzutę i zaciśniętą pięścią uderzyła w goły brzuch. Uroniła gorzką łzę, ale cisnęła dłonią po raz kolejny. Poczuła ból, ale nie przejmowała się tym. Największą udrękę sprawiały ciosy w wyrządzone wcześniej sińce. Otworzyła zaciśnięte wcześniej powieki i spojrzała na fałdy tłuszczu formujące się na jej ciele. Gdyby zapytała kogoś, czy też je dostrzega, odpowiedź byłaby jednoznaczna. Nie.
                Wplotła drżące palce pomiędzy skołtunione, mokre od potu rude kędziory. Zacisnęła dłoń w piąstkę i pociągnęła z zadziwiającą siłą. Na wilgotnych dłoniach pozostało jedynie kilka pojedynczych loków.
                Ktoś kilka razy zapukał do drzwi prowadzących do jej pokoju. Szybko otuliła się kołdrą, otarła słoną ciecz z policzków i wołaniem wpuściła tę osobę do środka. Mama spojrzała na nią ciepłym wzrokiem, na co Camila odpowiedziała sztucznym uśmiechem.
– Jesteś głodna? – zapytała, a rudowłosa w odpowiedzi pokręciła delikatnie głową. – Znowu płakałaś? – zapytała ostrożnie i usiadła na brzegu rozkładanego łóżka. Dziewczyna po raz kolejny zaprzeczyła ruchem głowy. Mama dotknęła jej rozgrzanego policzka, a następnie przeniosła dłoń na równie ciepłe czoło.
– Za pół godziny zaczynasz zajęcia. – przypomniała, uśmiechnęła się na pożegnanie i wolnym krokiem wyszła z pokoju. Nienawidziła patrzeć na cierpienie swojej córki. Czuła się jednak w tej sytuacji zupełnie bezsilna.
                Camila spojrzała na prosty zegarek ustawiony na półce na wysokości jej wzroku. Faktycznie, wskazywał godzinę siódmą trzydzieści. Niechętnie zwlokła się z łóżka, które przyciągało ją niczym magnes. Wygładziła brzoskwiniową spódniczkę i udała się do łazienki gdzie poprawiła makijaż wykonany kilkanaście minut wcześniej.
                Droga do szkoły dłużyła się niemiłosiernie. Dziewczyna nerwowo rozglądała się po okolicy w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Kilka razy potknęła się o własne stopy, przeklinając w myślach, że nie wybrała butów na płaskim obcasie. Któreś z kolei potknięcie poskutkowało bolesnym upadkiem. Wychyliła nos spod czerwono pomarańczowej kotary i strzepnęła włosy na boki. Spuściła wzrok i z ulgą stwierdziła, że kolana są całe.
– Camila? – dobiegło do jej uszu i obróciła się z nerwowym, ale ciągle słodkim, uśmiechem wymalowanym na twarzy. Szybko podniosła się z klęczek, otrzepała spódnicę i odgarnęła z twarzy włosy, które już zdążyły wydrzeć się z za uszu. Wpatrywała się w chłopaka z rękami opartymi na biodrach. Ten podbiegł do niej roześmiany.
– Cześć. – przywitała się i poprawiła torebkę, która chwilę temu zsunęła się z jej kościstego ramienia. 
– Hej. – odpowiedział podobnie.
– Idziesz do szkoły? – zapytała, kiedy już kompletnie doprowadziła się do porządku. Odruchowo nawinęła czerwono pomarańczowy lok na palec wskazujący i przysunęła włosy do policzka.
– Nie, do domu. – zakpił z koleżanki i wetknął dłonie w kieszenie. Zaczął obracać niewielką kulkę papieru, którą pewnie kiedyś zostawił w spodniach.
– Bardzo śmieszne! – zawołała z ironią w głosie i spojrzała na zegarek, który zawsze nosiła na lewej ręce. Była leworęczna, więc tak było jej po prostu wygodniej. Wskazówki oznajmiały, że dzwonek na pierwszą lekcję miał rozbrzmieć za równe jedenaście minut. Przyśpieszyła kroku. – Co z tobą? Nie nadążasz? – zawołała, kiedy dostrzegła, że chłopak został odrobinę w tyle.
– Nie pojmuję, jak możesz tak szybko chodzić! – odkrzyknął i podbiegł w stronę dziewczyny. Ta zaśmiała się triumfalnie. – I to jeszcze w takich butach! – dopowiedział wskazując na dość wysokie koturny Camili. Była w nich zaledwie o kilka centymetrów niższa od Meksykanina.
– Są całkiem stabilne. – oznajmiła i przebiegła kilka metrów, jakby chciała udowodnić prawdziwość swoich słów.
– Naprawdę? – odparł z udawanym zaciekawieniem, za co oberwało mu się w lewe ramię. Rozmasował obolałe miejsce. Musiał przyznać, Camila była silną dziewczyną. – Zrobiłaś zadanie z fizyki? – nagle zmienił temat.
– Nie, nie dam ci odpisać. – oznajmiła pewna siebie, jakby czytała w jego myślach. Seba zaśmiał się delikatnie. Udał oburzenie i zaczął ją przekonywać, że wcale nie miał takich zamiarów.
                Dalsza droga minęła im w przyjemnej atmosferze, pomimo tego, że ciągle się sprzeczali. Camila na moment zapomniała o wszystkich troskach i wcale nie musiała udawać, że jest zadowolona. 

☆☆☆

Happiness1313: Witaj Bezduszny Aniele.
Zawiesił wzrok na słowach formujących się powoli na ekranie. Zmrużył oczy i położył zimne palce na lepkiej klawiaturze.
„Pewnie Rose znowu coś wylała” pomyślał i przejechał ręką po klawiszach, aby usunąć z nich brud.
Soulless_Angel.: Cześć Szczęście1313.
Wystukał drżącymi dłońmi i nerwowo wpatrywał się w trzy kropki pulsujące pod jego wypowiedzią.
Happiness1313: Dlaczego nie masz duszy Aniołku?
Soulless_Angel: A dlaczego ty jesteś taki szczęśliwy?
Happiness1313: Szczęśliwa.
Soulless_Angel: Co?
Happiness1313: Jestem dziewczyną.
Soulless_Angel: Aha.
Happiness1313: A ty?
Soulles_Angel: Chłopak.
Happiness1313: Aha.
Przyglądał się kolejnym zdaniom pisanym przez nieznajomą. Przez moment przesuwał palcami po klawiaturze, jakby zastanawiał się co powinien odpisać.
Happiness1313: Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Wyprzedziła go.
Soulless_Angel: Ty na moje też.
Happiness1313: Ja zapytałam pierwsza.
Soulless_Angel: Trudno.
Dalszy przebieg rozmowy intrygował go jeszcze bardziej. Niecierpliwił się w ciągu kilku chwil, kiedy dziewczyna nie pisała. Wreszcie usłyszał charakterystyczne brzdąknięcie.
Happiness1313: Nie wiem. Spodobało mi się to słowo.
Przeczytał i zaśmiał się słabo.
Happiness1313: Teraz ty.
Dodała po chwili.
Soulless_Angel: Ja też nie wiem.
Happiness1313: Jak masz na imię?
Zapytała, a palec wskazujący Diego zawisnął nad literą „D”. Nie chciał zdradzać nieznajomej swojej tożsamości. Wolał pozostać anonimowy.
                Energicznie zamknął klapę nawet go nie wyłączając. Nigdy nie pochwalał znajomości zawartych przez Internet i sam starał się unikać takich kontaktów. Zawsze obawiał się, że osoba po drugiej stronie może bardzo łatwo go oszukać czy nawet wykorzystać. Korzystał z komunikatorów tylko jeśli musiał porozmawiać z kimś kogo już znał. Nigdy nie pisał z nieznajomymi. Tak więc dlaczego z taką łatwością zapoznał się z tą szczęśliwą dziewczyną?
                Usłyszał ciche pukanie do drzwi swojego pokoju, więc wypowiedział ciche „Proszę”. Odwrócił się i spojrzał w stronę wejścia. Stała w nich Rose, która ze zdenerwowania przeskakiwała z nogi na nogę.
– Możemy porozmawiać? – zapytała nerwowo, na co chłopak pokręcił energicznie głową i zmarszczył czoło.
– Jasne. – odparł i poklepał miejsce na łóżku. Rose wgramoliła się na niedawno wymieniany materac i usiadła po turecku.
– Chodzi o rodziców. – wymamrotała i spuściła głowę zakrywając twarz kotarą z kasztanowych włosów. Podrapała tył głowy, jak zawsze kiedy się denerwuje. Diego przełknął nerwowo ślinę i skupionym wzrokiem wpatrywał się w siostrę, czekając na dalszy ciąg jej wypowiedzi. – Mama powiedziała, że tata wyjechał gdzieś w sprawach bussinesowych, prawda? – chciała się upewnić, a Diego tylko szybko pokiwał głową w odpowiedzi. – Ostatnio słyszałam jak rozmawia z babcią. – przerwała i powoli podniosła podbródek, ukazując twarz bratu. Oczy miała spuchnięte, a w kącikach dało się dostrzec pozostałości łez. Usta były wyjątkowo blade, a policzki rozgrzane, z jasnoróżowym rumieńcem. – Z tego co zrozumiałam, rodzice się rozstają. – dokończyła szeptem, a zaraz po tym rzuciła się w ramiona brata, wybuchając głośnym płaczem. Diego objął dziewczynę i zaczął gładzić jej splątane włosy. Nie odzywał się. Sam potrzebował kilka chwil, aby zrozumieć całą sytuację.


Cześć wszystkim! Wybaczcie małe spóźnienie, ale rozdział wyglądał trochę łyso, więc dodałam jeszcze jeden fragment. Ostrzegam, że mój dzisiejszy nastrój jest dosyć nietypowy, więc notka może nie co odbiegać od tematu.
Czuję, że ten rozdział jest jednym z lepszych jakie napisałam, pomimo, że zawaliłam kilka fragmentów. Osobiście część z Diego oraz ta z rozmową pomiędzy Natalką i Sebą to moi ulubieńcy. Szczerze? Nie chce mi się odpowiadać na komentarze, a właściwie komentarz. Dziękuję tylko Oli Ferro, która coś napisała.
Przepraszam, ten dopisek jest do niczego. Może jutro coś tu zmienię.
A

3 komentarze:

  1. Słońce, jesteś niesamowicie utalentowana. Rozdział jest przepiękny i czekam na kolejny. <3
    Wybacz, że tak króciutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj znalazłam twojego bloga :)
    Twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało.
    Masz ogromny talent :)
    Czekam na następny rozdział i zaraz dodaję się do obserwatorów ;)
    Kinga ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, miłą panią. xD

    No cóż, muszę przyznać, że podoba mi się tutaj, nie mówię tutaj bynajmniej o szablonie, choć i on jest niczego sobie, i zapewne tu zostanę, jeszcze nie jeden raz zamęczając Cię moją bezsensowną gadaniną. A raczej pisaniną, ale no - nieważne. Zapisałam się już do obserwatorów, żadna nowa publikacja więc nie powinna przejść już przeze mnie niezauważona, także no. Spodziewałabym się tutaj siebie. XD
    Z góry proszę o wybaczenie, że ten komentarz będzie bardzo krótki i jeszcze bardziej ogólny niż powinnien być. Szczególnie zważywszy na to, że nie tylko pierwszy raz tu jestem, pierwszy raz komentuję, ale to, że w ogóle wcześniej nie miałam przyjemności czytać żadnej z Twoich publikacji. Tym bardziej więc przepraszam, że dziś się nie rozpiszę, ale zwyczajnie nie mam czasu. Jednak nadrobię to.
    Na dziś powiem w wielkim skrócie, że historia przypadła mi do gustu. Podobnie Twój styl pisania jest, oprócz tego, że poprawny (od błędów na niektórych blogach aż bolą oczy, u Ciebie, na szczęście - jest inaczej), jest również bardzo płynny i lekki. Czyta się przyjemnie. Nie mam żadnych uwag w tym względzie. ;). Śmiem twierdzić, że świetnie radzisz sobie z kreowaniem postaci. Nie są nijakie czy zwyczajnie sztuczne, za co masz ogromny plus. No i co więcej, tak na szybko, mogę jeszcze dodać? Nie wiem, ale zapewne o czymś zapomniałam. W końcu to ja. A, wiem. Talent. Magiczne słowo. Rzecz w tym, że nie jest Ci obce, co więcej posiadasz go całkiem sporo. Mogłabyś pożyczyć, nie musiałabym wtedy publikować takich bzdur jak do tej pory. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego, czyż nie?^^
    No nic. Wrócę, mam nadzieję, z czymś lepszym, następnym razem.
    Jeszcze raz przepraszam za to cuś i życzę weny.
    Ściskam, Tyśka.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic *header*