niedziela, 22 marca 2015

Miniaturka trzecia: Historia tęczą malowana

Historia tęczą malowana


Tytuł: Historia tęczą malowana
Autorka: A
Gatunek: Romans, Fanfiction, Obyczajowy, Komedia (?)
Fandom: Serial „Violetta”
Para: Natalka & Diego
Ilość słów: 1063
Uwagi: Brak większego sensu. Mega pozytywne.

Czerwień

            Stanęła przed ogromnym lustrem zawieszonym w holu i przyjrzała się swojemu odbiciu. Dokładnie przeanalizowała i oceniła swój stan. Wreszcie uznała, że czerwona sukienka sięgająca do kolan, ciemniejsze szpilki oraz torebka w podobnym kolorze to odpowiedni wybór na urodziny znajomej.
-  Ładnie mi? – zapytała i stanęła w progu salonu prezentując się chłopakowi. Ten uśmiechnął się szeroko i wystawił kciuk w górę, dając znak, że to co zobaczył przypadło mu do gustu. Dziewczyna fuknęła poirytowana, że nawet się nie odezwał. Usiadła obok niego na karmazynowej kanapie, uważając na wcześniej wyprasowane ubranie.
- Wychodzisz gdzieś? Mieliśmy oglądać filmy. – posmutniał i wskazał na stertę płyt oraz pełną miskę pop-cornu.
- Mówiłam ci. Koleżanka ma urodziny. – przypomniała i sięgnęła po garść kukurydzianej przekąski.
- Zapomniałem. – przyznał i powtórzył czynność Natalii. – O której wrócisz? Mogę zostać na noc? Siostra zaprosiła koleżanki. – zapytał i posłał jej błagalne spojrzenie.
- Zgoda. Tylko postaraj się niczego nie zniszczyć. 
Pomarańcz

            Zajmował całą, pomarańczową sofę zakupioną całkiem nie dawno. Jego usta bez przerwy wykrzywione były w uśmiechu, a chichot słyszalny na drugim końcu mieszkania. Kolejny raz oglądał ukochaną komedie, która rozbawiała go, pomimo że niektóre sceny znał na pamięć.
            Do pokoju wkroczyła Natalia. Zmusiła go, aby podkulił nogi i usiadła na skraju kanapy. Przez moment wpatrywała się w ekran, próbując zrozumieć z jaką produkcją ma do czynienia. Westchnęła, kiedy rozpoznała ulubiony film Diego, którego sama nie znosiła.
- Zaraz zaczyna się mój serial. – oznajmiła stanowczo. Wyrwała mu pilota, którego kurczowo trzymał w dłoni i przełączyła kanał. Spotkała się z głośnym jękiem niezadowolenia i już po chwili program z powrotem został zmieniony.
- Nie widzisz, że oglądam? – zapytał rozdrażniony.
- Przecież doskonale znasz zakończenie! – zawołała i przejęła władzę nad pilotem. Diego wystawił język w jej stronę.
- Jak przegapisz jeden odcinek z tysiąca to nic się nie stanie! – przystąpił do kontrataku. Prychnęła i obrażona wyszła z pomieszczenia. Chłopak zdziwił się, że tak szybko dała za wygraną, ale wzruszył tylko ramionami i ponownie skupił się na filmie.
Żółć
            Z trzeciej szuflady od dołu, wmontowanej do jej żółtego biurka, wyciągnęła plik różnokolorowych kartek. Położyła przed sobą jedną z nich i chwyciła w prawą dłoń ołówek oklejony ozdobną taśmą. Zaczęła prędko kreślić powyginane linie, aż powstało coś na kształt trawy. Następnie wyrosła z niej łukowata łodyga. Pąk kwiatu, który nagryzmoliła kilka chwil później, wyglądał bardzo efektownie. Płatki rośliny były drobne, wygięte w jedną stronę, jakby narysowane przez najprawdziwszego artystę. Wśród sterty różnokolorowych kredek, odnalazła jasnożółtą i pokryła tym kolorem każdy płatek. Z niewiadomych przyczyn, kwiaty, które rysowała zwykle kolorowała na żółto.

Zieleń

            Siedziała na pomoście, któremu brakowało kilku drewnianych belek i machała nogami tuż nad powierzchnią zielonkawej wody. Diego zajmował miejsce obok i zajadał ogromnego loda, całego w okropnie słodkiej polewie jabłkowej.
- Chcesz trochę? – zapytał machając wafelkiem przed twarzą dziewczyny, brudząc przy tym jej policzek. Poirytowana oczyściła się z zielonej mazi i złośliwie wytarła dłoń o rękaw ulubionej kurtki Diego.
- Nie mogę. Jestem na diecie. – wyjaśniła szybko.
- Od kiedy? Wczoraj jedliśmy tort bezowy! – zaśmiał się na wspomnienie poprzedniego dnia. Wściekła Natalka umorusana słodkim kremem to niezapomniany widok.
- Od dzisiaj. – oznajmiła stanowczo i skrzywiła się, kiedy chłopak teatralnie oblizywał usta ze śmietanowego przysmaku.
- W takim razie, sam będę musiał zjeść resztę wczorajszego ciasta. – uznał z udawanym smutkiem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Natka ma obsesję na punkcie bezy i gdyby mogła, jadłaby ją codziennie. Ona tylko fuknęła i obrażona założyła ręce na piersi. Diego zaśmiał się i objął ją ramieniem.

Błękit

            Wcisnęła lodowate dłonie do futerkowych kieszeni i zacisnęła palce u zmarzniętych stóp. Para znoszonych, błękitnych łyżew dyndała przy prawym boku, raniąc ją w udo. Dreptała ledwo widoczną pomiędzy zaspami białego puchu ścieżką. Obrała sobie za cel starą, jasnoniebieską ławkę na końcu dróżki. Chyba jako jedyna uratowała się od wszechobecnego śniegu. Kiedy znajdowała się już przy niej, usiadła i podkuliła kolana pod brodę. Co kilka chwil grupa dzieci bawiących się kilka metrów dalej celowała w nią różnokształtnymi kulkami z niekoniecznie czystego puchu. Fuknęła, kiedy jedna ze śnieżek otarła się o jej zziębnięty. Po raz kolejny rozejrzała się i zawiedziona stwierdziła, że na horyzoncie nadal ani śladu Diego. Nie zdziwiło jej to. Spotkania, na które się nie spóźniał były rzadkością.
- Już jestem! – usłyszała za sobą. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała zdyszanego chłopaka. Włosy miał w nieładzie, płaszcz nie zapięty, a sznurówki sunęły po brudnym chodniku.
- Myślałam, że się nie doczekam. – stwierdziła i poklepała miejsce obok siebie. Brunet uspokoił oddech i usiadł.
- Co dzisiaj robimy? – zapytał nagle i zaczął bawić się kawałkiem drewna odstającego od ławki.
- Mieliśmy iść na łyżwy, ale nigdzie nie widzę twoich. – przypomniała i teatralnie zajrzała pod ławkę w poszukiwaniu łyżew przyjaciela.
- Na śmierć zapomniałem! – zawołał i uderzył się otwartą dłonią w czoło. Natalka zaśmiała się tylko z krótkiej pamięci Diego i zamiast zaplanowanej rozrywki zaproponowała wspólny spacer. W ramach zadośćuczynienia chłopak musiał przez całą drogę trzymać łyżwy dziewczyny.

Granat

            Obydwoje opadali z sił od kilkunastu minut targając kartony po schodach, które zdawały się nie mieć końca. Jak na złość, winda popsuła się akurat w dzień, kiedy się wprowadzali, a    uparty Daniel uznał, że przeniesie wszystko sam i nie potrzebuje nikogo do pomocy.
- Na którym piętrze mieszkamy? – zapytał wykończony i na moment postawił kartony na ziemi, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku.
- Ósmym. – oznajmiła i sama przystanęła na moment. Oparła się o ścianę w ohydnym, granatowym, lekko wyblakłym kolorze.
- Jeszcze tylko trzy. – pocieszył się, spoglądając na piątkę namalowaną obok niedziałającej widny.
- I kilkadziesiąt pudeł w samochodzie. – nadmieniła, co wywołało głośne westchnienie Diego.
- Przypomnij mi, żeby następnym razem kogoś do tego wynająć. – polecił, walcząc z kolejną grupą stopni.
- Będę pamiętać. – stwierdziła i również kontynuowała pozornie nie kończącą się wędrówkę.

Fiolet

            Leżała na dawno nie koszonym trawniku i śmiała się do grupy różnorakich, fioletowych kwiatów. Ciemne loki wplątały się w źdźbła trawy, a sukienka zamokła od rosy. Wyciągnęła dłoń w stronę Diego, który znajdował się obok i splotła ich palce. Chłopak muskał dłonią drobnego dmuchawca i przekręcił głowę w jej stronę, uśmiechając się słodko.
- Dziwnie wyglądamy. – uznała śmiejąc się cicho. Zaczęła skubać kwiat rosnący tuż przy jej prawej dłoni. Chłopak zaśmiał się i skinieniem głowy przyznał jej rację.
- Nie ważne. – stwierdził i wtulił twarz w jej czarne włosy.
- Ludzie się patrzą. – ustaliła i podniosła się do pozycji siedzącej. Diego zawtórował jej i ponownie zachichotał.
- Nie przejmuj się. – wypowiedział i ponownie opadł na ziemię, ciągnąc ze sobą Natalkę. 


Witam wszystkich bardzo serdecznie! Dawno mnie tu nie było, prawda? Wybaczcie, ale zostałam przymuszona do napisania tej miniaturki, więc nie mogłam pracować nad rozdziałem. Właściwie, sama zaproponowałam, że ją napiszę, ale to było kupę czasu temu i nie sądziłam, że sprawi mi to taką trudność. To coś u góry przerodziło się z mega smutnej historii w takie sobie mega wesołe życie Natki i Diego. Uznałam, że jak wyślę mojej polonistce coś mega depresyjnego to jeszcze mnie wyśle na jakąś terapie czy coś. No ale nie martwcie się! Tamta historia też prędzej czy później się pojawi.
Tego co powstało jestem dosyć zadowolona i uważam niektóre fragmenty za bardzo udane (szczególnie zieleń, błękit i początki czerwieni). Dawno nie pracowałam nad czymś tak intensywnie. Miałam na to zaledwie jakieś dwa tygodnie, a po drodze jeszcze pojawił się wyjazd, o którym też musiałam coś napisać. Przynajmniej miałam jakąś mobilizację i nie musieliście na tę miniaturkę czekać wiecznie.
Na komentarze nie odpowiadam, bo jestem naprawdę zmęczona, a nie chcę pisać głupot. Po prostu bardzo wam dziękuję i liczę na więcej. :-)

A

PS: Wybaczcie, jeśli gdzieś zamiast 'Diego' wkradło się 'Daniel'. Violettowej historii szkole nie pokarzę. :-) 

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział siódmy: Ołówkowy dmuchawiec

Dedykowany Dulce. Strasznie mi się przyjemnie zrobiło po przeczytaniu twojego komentarza! Dziękuję.


"Potrzebujesz światła tylko kiedy zapada zmrok
Tęsknisz za słońcem tylko gdy zaczyna padać śnieg
Zauważasz że ją kochasz tylko kiedy pozwalasz jej odejść"
~ Passenger "Let Her Go"

                Po raz tysięczny wyjrzała przez okno. Wśród trawy dostrzegła stokrotkę. O ironio! Przetarła zmęczone oczy. To tylko złudzenie, znowu. Przymknęła powieki. Nie próbowała zasnąć. Wiedziała, że droga zajmie maksymalnie kilkanaście minut. 
                Ciemny, duży samochód zatrzymał się gwałtownie, szarpiąc ciałem blondynki. Jej mama nigdy nie była świetnym kierowcą, a na dodatek nie miała żadnego doświadczenia w prowadzeniu tak dużego pojazdu, więc sposób w jaki jechała uniemożliwiał spokojne spędzenie podróży.
                Rozejrzała się i zatrzymała wzrok na zegarze wbudowanym w auto. Tak jak przewidywała, nie minęło sporo czasu. 
                Słuchając donośnej prośby mamy, przeniosła wzrok na posiadłość przed którą zaparkowały. Dom wydawał się duży, chociaż widziany tylko z daleka. Można było się domyślić, że ludzie w nim mieszkający należą do grona bogatszych. Wejścia do budynku strzegła ogromna, metalowa brama, która chwilę później otworzyła się zezwalając na wjazd na teren posesji. Oczom Ludmiły ukazał się urodzajny, zadbany, dobrze urządzony ogród, który był wcześniej zasłonięty przez wysokie krzewy. Zewnętrzne ściany domu pokryte były jasnokremowym kolorem, a główne wejście bogato zdobione. Ilość okien i balkonów wskazywała, że w środku znajdowało się wiele pokoi.
                W ich kierunku zmierzała dwójka ludzi w średnim wieku. Kobieta żwawo machała otwartą dłonią i szybko przebierała nogami odzianymi w kasztanowe szpilki. Była ubrana w opinającą, jasnopomarańczową sukienkę przed kolano, a ciemne włosy spięła w dopracowanego koka. Kilka metrów za nią szedł równie elegancko ubrany mężczyzna. Miał na sobie błękitną koszulę i lniane, jasne spodnie, a siwawe włosy równo przystrzyżone. Ich uroda zdradzała włoskie pochodzenie. Nie zdziwiło to Ludmiły, gdyż Angie często opowiadała jej o swojej mamie, która również byłą Włoszką.
                Mocniej otuliła się luźnym, jasnobrązowym kardiganem i oparła tył głowy o zimną szybę. Mama ruchem ręki nakazała jej, aby wyszła z pojazdu. Posłusznie podniosła się z niewygodnego siedzenia i wyszła na świeże powietrze. Stanęła obok mamy na równo skoszonym trawniku. Była od niej kilka centymetrów niższa, ponieważ wyjątkowo założyła wygodne trampki. Uśmiechnęła się w stronę pary i wypowiedziała ciche „dzień dobry”.
– Angie! Ludmiła! – zawołała kobieta, którą Ludmiła uznała za swoją ciotkę i przytuliła do siebie siostrzenicę oraz jej córkę.
                Przez chwilę rozmawiali, ale dialog ten ograniczał się jedynie do opinii na temat pogody, czy krótkich komplementów na temat obecnego stroju, bądź jakiej ciekawszej wypowiedzi. Blondynka starała się nie udzielać i odzywała się jedynie poproszona. Nie czuła się komfortowo w towarzystwie tej dwójki. Szczególnie w swoich dziurawych jeansach, białej, krótkiej koszulce z prześwitującymi rękawami i rozciągniętym swetrze. Rozglądała się nerwowo w poszukiwaniu jakiegokolwiek ratunku. Wreszcie mężczyzna zaproponował, że pomoże z pudłami i wejdą do budynku. Ludmiła uśmiechnęła się w duchu. Nie mogła się doczekać, aż położy się w swoim nowym łóżku i zagłębi się w nowej lekturze. Zwykle nie czytała, ale ten dziwny nieznajomy zachęcił ją do wypożyczenia „Kolorowych ptaków” i przekonania się czy ta powieść jest faktycznie tak ciekawa jak zapewniał.
                Im bliżej domu się znajdowała, tym większe robił na niej wrażenie. Szyby jakoś ciekawiej odbijały światło, a drzwi były jeszcze okazalsze. Po wejściu do środka okazało się, że było to jedynie zapowiedzią cudownego wnętrza. Poznała jedynie hol, który ciągnął się kilka metrów, ale piękne zasłony w oknach i wyjątkowo ozdobne lustra dawały niesamowity efekt. Ciocia zaprowadziła ją na górę po drewnianych, lekko skrzypiących schodach.
– Tu będziesz spała. – oznajmiła, wskazując na jasnokremowe drzwi z fantazyjnymi złoto-srebrnymi wzorami. – A tu, obok jest pokój Federico. Za kilka godzin powinien wrócić ze szkoły. – dopowiedziała i chwilę później zniknęła za zakrętem.
                Niepewnie uchyliła przeraźliwie skrzypiące drzwi. To co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. W jej domu pomieszczenia takie jak pokój gościnny nigdy nie istniało. Jednak zawsze wyobrażała je sobie jako skromny pokoik z niewielkim łóżkiem i ewentualnie jakąś komodą.
                Pierwsze co rzuciło się jej w oczy to ogromne jasnooliwkowe łoże przykryte półprzeźroczystym prześcieradłem i udekorowane dwoma śnieżnobiałymi poduszkami. Obok stała dość potężna, drewniana szafa, a po drugiej stronie mniejsza. Wszystkie te meble stały na pożarnych deskach. Trzy ściany pomalowano miętową farbą, a ostatnia pokryta była białą emulsją.
                Pudło ustawiła pod łóżkiem i sama położyła się na nim wygodnie. Wyszukała w torbie przewieszonej przez ramię kolorową książkę i przytrzymując ją zgrabnymi dłońmi, zagłębiła się w prolog.
                Po kilkunastu minutach uznała, że powieść jest zwyczajnie nudna i rzuciła nią w stronę kartonu. Przymknęła oczy i otuliła się mięciutką narzutką. Leżała tak przez następne kilkanaście minut, a w jej głowie pojawiła się myśl o Federico. Zastanawiała się jak wygląda, czy jest sympatyczny, czy się polubią. Wolała żeby tak się stało. W końcu w najbliższym czasie mieli mieszkać pod jednym dachem.
                Pokusa chociaż zajrzenia do pokoju chłopaka okazała się zbyt silna i chwilę później dreptała w stronę tego pomieszczenia. Bardzo ostrożnie otworzyła drzwi, ciemniejsze od tych w pokoju gościnnym. Wnętrze okazało się być kolejną tego dnia niespodzianką. Zupełnie odbiegało od tego, w którym znajdowała się przed chwilą. Ściany były ciemnoniebieskie oklejone wieloma zdjęciami. Większość z nich przedstawiała trójkę uśmiechniętych dzieci. Na jeszcze innych rozpoznała wujka i ciocię z chłopcem na rękach, a kolejne były zwykłymi pejzażami. Ludmiła domyśliła się, że są to stosunkowo stare fotografie. Federico miał być w jej wieku.
                Wszystkie szafy były ciemnoczarne, pokryte cienką warstwą kurzu. Na jednej z nich zauważyła wieżę z kolorowych płyt i szybko prześledziła nazwiska wszystkich wykonawców. Mieli podobny gust muzyczny. Dobry początek. 
                 Na ziemi ktoś rozrzucił kilka podręczników i zeszytów. Książka z chemii została przygnieciona przez tę z matematyki, a kartki brulionu do historii powyginały się we wszystkie strony. Tylko zeszyt do języka polskiego leżał jakoś dziwnie spokojnie. 
                Wśród bałaganu na ciemnogranatowym biurku rozpoznała znajomą okładkę. Książka leżała tyłem, więc nie widziała tytułu, ale tęczowe maziaje były bardzo charakterystyczne.
„Czyżby „Kolorowe Ptaki”?” Zapytała samą siebie. Zaśmiała się. I tak ciemnoszara marynarka przewieszona przez obrotowe krzesło niesamowicie jej kogoś przypominała. Tylko jak on miał na imię. Chyba powinna zacząć słuchać podczas listy obecności.

                Usłyszała stłumiony, męski głos i szybko zdała sobie sprawę, że to nie wujek mówi. Wyślizgnęła się z pomieszczenia z zamiarem dodania drugiemu pomieszczeniu odrobiny „Ludmiłowego blasku”.



☆☆☆

                W jej dużych, lśniących oczach, które co moment zmieniały barwę z lazurowej na ciemnozieloną widoczny był wyraźny entuzjazm, a w różowawych policzkach powstały płytkie dołeczki. Wybiegła na skromny taras i podążyła w stronę ciemnoszarej, metalowej skrzynki ze złotym, lekko wypłowiałym grawerunkiem „Listy”.
                Przeprowadzki były nieodłączną częścią jej niezbyt ciekawego życia. Średnio trzy razy w roku zmieniała miejsce zamieszkania, szkołę i całe otoczenie. Nigdy nie zdążyła zawrzeć żadnej poważnej znajomości. Od kilku lat nawet nie próbowała.
                Jeszcze jako małe dziecko, podczas jednej z pierwszych przeprowadzek, znalazła w skrzynce pocztowej, list zaadresowany jeszcze do poprzednich właścicieli. Od tej pory, sprawdzanie poczty zaraz po przyjeździe stało się czymś w rodzaju jej prywatnego rytuału.
                Wsunęła chudą dłoń do pudełka i zadowolona uznała, że nie jest puste.  Wyciągnęła niedużą kartkę, mniejszą od pospolitych pocztówek. Linie wyznaczające miejsce na adres były nakreślone odręcznie, a zapisane w nich było imię niejakiej Ludmiły Ferro.
„ Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Sebastian.” W myślach odczytała słowa zapisane na drugiej, białej części tekturki i szeroko się uśmiechnęła. Przewróciła na drugą stronę i zachwyciła się pięknym rysunkiem. Z ołówkowego podłoża wyrastał duży, bogaty dmuchawiec. Łodygę miał szarą, lekko poprawioną zielonkawą kredką, a realistycznie nakreślony puch muśnięty był błękitnym kolorem. Przez chwilę przyglądała się martwej roślinie i uznała, że jest wykonana bardzo profesjonalnie. Sama interesowała się rysunkiem, więc wiedziała co nieco na ten temat.

 „Ta Ludmiła to niezła szczęściara.” Pomyślała obracając dmuchawca w dłoni. Wepchnęła tekturkę do kieszeni za dużej, zszarzałej bluzy i odeszła zadowolona ze swojego znaleziska.

☆☆☆

                Zmęczony kilkugodzinną harówką w szkole, opadł na granatowe łóżko, pozostające w zupełnym nieładzie. Zdziwił się. Babcia zwykle wykorzystuje każdą okazję żeby doprowadzić jego pokój do porządku. Na brzuchu oparł szarosrebrnego laptopa i szybkim ruchem podniósł klapę. Momentalnie przypomniał sobie, że rano nie wyłączył urządzenia. Niechętnie powrócił do porannej konwersacji z nieznajomą. Zanim jednak zdążył odczytać którąkolwiek z nowo odebranych wiadomości, na ekranie pojawiła się duża, kolorowa reklama zachęcająca do zakupienia produktów w gwiazdkowych przecenach.
„No tak, początek grudnia, zbliżają się święta.” Przypomniał sobie i szybko skasował wyskakujące okno.
Happiness1313: Jesteś tam?
Happiness1313: Aniołku, odezwij się!
Happiness1313: Aniołku…
Odczytał i poczuł się strasznie nieprzyjemnie, że nie zakończył tej rozmowy. Powinien zdradzić dziewczynie swoje imię. Na świecie jest wiele osób o imieniu Diego, więc nie wpłynęłoby to znacząco na jego anonimowość.
roses.in.haven: Przycisz to!
Zaśmiał się na widok nowo otrzymanej wiadomości. Posłusznie poruszał pokrętłem przymocowanym do radia, z którego wypływały właśnie dźwięki najnowszej piosenki jego ulubionej wokalistki.
roses.in.haven: Dziękuję.
Pojawiło się na lekko pobrudzonym ekranie. Znów rozciągnął usta i opadł na łóżko.
Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Weź wahania wcisnął ikonę umożliwiającą odczytanie jej. Pomyślał, że to kolejne wygłupy siostry.
Happiness1313: Aniołku, gdzie zniknąłeś?  
Zamarł. Nie miał pretekstu, aby nie odpisać. Był aktywny, ona też. Z pewnością byłoby jej przykro, że ignoruje jej sygnał, szczególnie, że już go przeczytał.
Soulless_Angel: Diego. Jestem Diego.
Wystukał nerwowo. Jego serce zabiło szybciej. Zdawało mu się, że na odpowiedź czekał całą wieczność. Tymczasem nadeszła ona już kilkanaście sekund później.
Happiness1313: A ja Francesca.
„Francesca. Francesca. Francesca. Tak miała na imię dziewczyna z kawiarni prawda? Czy to możliwe…? Nie, Diego, takie przypadki się nie zdarzają.” 
Soulless_Angel: Piękne imię. Wiedziałaś, że oznacza „Wolna”?
Happiness1313: Właśnie to sprawdziłeś, prawda?
Soulless_Angel: Może.
Długo czekał na odpowiedź. Zdecydowanie zbyt długo. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, a minuty porównywał do godzin.
Soulless_Angel: Jesteś tam jeszcze?
Happiness1313: Jestem, tylko zastanawiam się co napisać.
Soulless_Angel: Napisz coś o sobie. Na razie zdradziłaś mi jedynie swoje imię.
Happiness1313: Przyganiał kocioł garnkowi! Ja też nie wiem o tobie nic więcej.
Znowu się zaśmiał. 
Soulless_Angel: Dobrze. Mam szesnaście lat i siostrę, Rose.
Happiness1313: Też mam szesnaście lat, ale żadnego rodzeństwa. A zawsze chciałam mieć, wiesz? Jaka jest twoja siostra.
Soulless_Angel: Taka jak wszystkie siostry.
Happiness1313: Czyli? Nie mam siostry. Nie wiem jakie one są.
Soulless_Angel: Przede wszystkim: strasznie denerwująca! Chociaż czasem bywa co zniesienia. : No i mimo wszystko, bardzo ją kocham.
Happiness1313: Zazdroszczę ci. Z rodzeństwem zawsze weselej.
Soulless_Angel: W sumie, masz rację. Wiesz, przez pierwsze cztery lata swojego życia byłem jedynakiem.
Happiness1313: Wybacz, muszę kończyć. Mój znajomy przyszedł. Mam nadzieję, że się jeszcze odezwiesz.
Soulless_Angel: Cześć. Oczywiście, że jeszcze napiszę.
Zapewnił jeszcze siebie, w duchu, że ta znajomość nie zakończy się na tej rozmowie. 

Witam wszystkich! Wybaczcie, że publikuję coś takiego, ale w najbliższym czasie będę miała raczej zerowe szanse na złapanie jakiegokolwiek Wi-Fi, a nawet jak już mi się uda, to blogger w moim telefonie jest taki kochany, że nie działa.
Tak, jutro o tej porze będę pewnie gdzieś w Niemczech, ewentualnie jakoś na granicy, w drodze do… dam, dam, dam…  PARYŻA! Teraz możecie mi zazdrościć.
Więc, miało to wyglądać zupełnie inaczej. W pierwszych dwój fragmentach właściwie nie ma dialogów, za to w trzecim poszłam na łatwiznę. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą beznadzieję. Przepraszam jeszcze, że pierwsza część jest taka chaotyczna, ale pisałam ją chyba z pięć razy i posklejałam to wszystko w takie cuś. 
Na komentarze odpowiem  kiedy indziej. Teraz tylko marzę żeby pójść spać. 
A

Ps. Wybaczcie to dziwne ściśnienie tekstu w pewnym momencie. Blogger wariuje. 
Ps. 2: Dziękuję za ponad 2 tyś. wyświetleń! Jesteście cudowni! 

sobota, 7 marca 2015

Tajemnicze zniknięcie?

Wybaczcie, że w zeszłym tygodniu nic się nie pojawiło, ale przygotowuję się do dość długiego wyjazdu i właściwie nie miałam ostatnio czasu na żadne przyjemności, a myślami jestem już w Paryżu. Rozdział siódmy oraz najnowsza miniaturka są już prawie gotowe, więc to pierwsze powinno pojawić się jeszcze przed wtorkiem, a miniaturka tuż po moim powrocie (poniedziałek-wtorek). Spędzę prawie pięćdziesiąt godzin w autokarze, więc podejrzewam, że będę miała sporo czasu na pisanie. :-) Jeszcze raz bardzo was przepraszam za opóźnienie! 
Poza tym udało mi się wreszcie zaktualizować spis treści. Teraz możecie tam zobaczyć wszystkie planowane miniaturki itp. Jest tego dosyć sporo, każda rozpoczęta, ale podejrzewam, że doprowadzenie ich do porządku może trochę zająć. W każdym razie, spodziewajcie się w najbliższym czasie kilku miniaturek.

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic *header*