poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział siódmy: Ołówkowy dmuchawiec

Dedykowany Dulce. Strasznie mi się przyjemnie zrobiło po przeczytaniu twojego komentarza! Dziękuję.


"Potrzebujesz światła tylko kiedy zapada zmrok
Tęsknisz za słońcem tylko gdy zaczyna padać śnieg
Zauważasz że ją kochasz tylko kiedy pozwalasz jej odejść"
~ Passenger "Let Her Go"

                Po raz tysięczny wyjrzała przez okno. Wśród trawy dostrzegła stokrotkę. O ironio! Przetarła zmęczone oczy. To tylko złudzenie, znowu. Przymknęła powieki. Nie próbowała zasnąć. Wiedziała, że droga zajmie maksymalnie kilkanaście minut. 
                Ciemny, duży samochód zatrzymał się gwałtownie, szarpiąc ciałem blondynki. Jej mama nigdy nie była świetnym kierowcą, a na dodatek nie miała żadnego doświadczenia w prowadzeniu tak dużego pojazdu, więc sposób w jaki jechała uniemożliwiał spokojne spędzenie podróży.
                Rozejrzała się i zatrzymała wzrok na zegarze wbudowanym w auto. Tak jak przewidywała, nie minęło sporo czasu. 
                Słuchając donośnej prośby mamy, przeniosła wzrok na posiadłość przed którą zaparkowały. Dom wydawał się duży, chociaż widziany tylko z daleka. Można było się domyślić, że ludzie w nim mieszkający należą do grona bogatszych. Wejścia do budynku strzegła ogromna, metalowa brama, która chwilę później otworzyła się zezwalając na wjazd na teren posesji. Oczom Ludmiły ukazał się urodzajny, zadbany, dobrze urządzony ogród, który był wcześniej zasłonięty przez wysokie krzewy. Zewnętrzne ściany domu pokryte były jasnokremowym kolorem, a główne wejście bogato zdobione. Ilość okien i balkonów wskazywała, że w środku znajdowało się wiele pokoi.
                W ich kierunku zmierzała dwójka ludzi w średnim wieku. Kobieta żwawo machała otwartą dłonią i szybko przebierała nogami odzianymi w kasztanowe szpilki. Była ubrana w opinającą, jasnopomarańczową sukienkę przed kolano, a ciemne włosy spięła w dopracowanego koka. Kilka metrów za nią szedł równie elegancko ubrany mężczyzna. Miał na sobie błękitną koszulę i lniane, jasne spodnie, a siwawe włosy równo przystrzyżone. Ich uroda zdradzała włoskie pochodzenie. Nie zdziwiło to Ludmiły, gdyż Angie często opowiadała jej o swojej mamie, która również byłą Włoszką.
                Mocniej otuliła się luźnym, jasnobrązowym kardiganem i oparła tył głowy o zimną szybę. Mama ruchem ręki nakazała jej, aby wyszła z pojazdu. Posłusznie podniosła się z niewygodnego siedzenia i wyszła na świeże powietrze. Stanęła obok mamy na równo skoszonym trawniku. Była od niej kilka centymetrów niższa, ponieważ wyjątkowo założyła wygodne trampki. Uśmiechnęła się w stronę pary i wypowiedziała ciche „dzień dobry”.
– Angie! Ludmiła! – zawołała kobieta, którą Ludmiła uznała za swoją ciotkę i przytuliła do siebie siostrzenicę oraz jej córkę.
                Przez chwilę rozmawiali, ale dialog ten ograniczał się jedynie do opinii na temat pogody, czy krótkich komplementów na temat obecnego stroju, bądź jakiej ciekawszej wypowiedzi. Blondynka starała się nie udzielać i odzywała się jedynie poproszona. Nie czuła się komfortowo w towarzystwie tej dwójki. Szczególnie w swoich dziurawych jeansach, białej, krótkiej koszulce z prześwitującymi rękawami i rozciągniętym swetrze. Rozglądała się nerwowo w poszukiwaniu jakiegokolwiek ratunku. Wreszcie mężczyzna zaproponował, że pomoże z pudłami i wejdą do budynku. Ludmiła uśmiechnęła się w duchu. Nie mogła się doczekać, aż położy się w swoim nowym łóżku i zagłębi się w nowej lekturze. Zwykle nie czytała, ale ten dziwny nieznajomy zachęcił ją do wypożyczenia „Kolorowych ptaków” i przekonania się czy ta powieść jest faktycznie tak ciekawa jak zapewniał.
                Im bliżej domu się znajdowała, tym większe robił na niej wrażenie. Szyby jakoś ciekawiej odbijały światło, a drzwi były jeszcze okazalsze. Po wejściu do środka okazało się, że było to jedynie zapowiedzią cudownego wnętrza. Poznała jedynie hol, który ciągnął się kilka metrów, ale piękne zasłony w oknach i wyjątkowo ozdobne lustra dawały niesamowity efekt. Ciocia zaprowadziła ją na górę po drewnianych, lekko skrzypiących schodach.
– Tu będziesz spała. – oznajmiła, wskazując na jasnokremowe drzwi z fantazyjnymi złoto-srebrnymi wzorami. – A tu, obok jest pokój Federico. Za kilka godzin powinien wrócić ze szkoły. – dopowiedziała i chwilę później zniknęła za zakrętem.
                Niepewnie uchyliła przeraźliwie skrzypiące drzwi. To co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. W jej domu pomieszczenia takie jak pokój gościnny nigdy nie istniało. Jednak zawsze wyobrażała je sobie jako skromny pokoik z niewielkim łóżkiem i ewentualnie jakąś komodą.
                Pierwsze co rzuciło się jej w oczy to ogromne jasnooliwkowe łoże przykryte półprzeźroczystym prześcieradłem i udekorowane dwoma śnieżnobiałymi poduszkami. Obok stała dość potężna, drewniana szafa, a po drugiej stronie mniejsza. Wszystkie te meble stały na pożarnych deskach. Trzy ściany pomalowano miętową farbą, a ostatnia pokryta była białą emulsją.
                Pudło ustawiła pod łóżkiem i sama położyła się na nim wygodnie. Wyszukała w torbie przewieszonej przez ramię kolorową książkę i przytrzymując ją zgrabnymi dłońmi, zagłębiła się w prolog.
                Po kilkunastu minutach uznała, że powieść jest zwyczajnie nudna i rzuciła nią w stronę kartonu. Przymknęła oczy i otuliła się mięciutką narzutką. Leżała tak przez następne kilkanaście minut, a w jej głowie pojawiła się myśl o Federico. Zastanawiała się jak wygląda, czy jest sympatyczny, czy się polubią. Wolała żeby tak się stało. W końcu w najbliższym czasie mieli mieszkać pod jednym dachem.
                Pokusa chociaż zajrzenia do pokoju chłopaka okazała się zbyt silna i chwilę później dreptała w stronę tego pomieszczenia. Bardzo ostrożnie otworzyła drzwi, ciemniejsze od tych w pokoju gościnnym. Wnętrze okazało się być kolejną tego dnia niespodzianką. Zupełnie odbiegało od tego, w którym znajdowała się przed chwilą. Ściany były ciemnoniebieskie oklejone wieloma zdjęciami. Większość z nich przedstawiała trójkę uśmiechniętych dzieci. Na jeszcze innych rozpoznała wujka i ciocię z chłopcem na rękach, a kolejne były zwykłymi pejzażami. Ludmiła domyśliła się, że są to stosunkowo stare fotografie. Federico miał być w jej wieku.
                Wszystkie szafy były ciemnoczarne, pokryte cienką warstwą kurzu. Na jednej z nich zauważyła wieżę z kolorowych płyt i szybko prześledziła nazwiska wszystkich wykonawców. Mieli podobny gust muzyczny. Dobry początek. 
                 Na ziemi ktoś rozrzucił kilka podręczników i zeszytów. Książka z chemii została przygnieciona przez tę z matematyki, a kartki brulionu do historii powyginały się we wszystkie strony. Tylko zeszyt do języka polskiego leżał jakoś dziwnie spokojnie. 
                Wśród bałaganu na ciemnogranatowym biurku rozpoznała znajomą okładkę. Książka leżała tyłem, więc nie widziała tytułu, ale tęczowe maziaje były bardzo charakterystyczne.
„Czyżby „Kolorowe Ptaki”?” Zapytała samą siebie. Zaśmiała się. I tak ciemnoszara marynarka przewieszona przez obrotowe krzesło niesamowicie jej kogoś przypominała. Tylko jak on miał na imię. Chyba powinna zacząć słuchać podczas listy obecności.

                Usłyszała stłumiony, męski głos i szybko zdała sobie sprawę, że to nie wujek mówi. Wyślizgnęła się z pomieszczenia z zamiarem dodania drugiemu pomieszczeniu odrobiny „Ludmiłowego blasku”.



☆☆☆

                W jej dużych, lśniących oczach, które co moment zmieniały barwę z lazurowej na ciemnozieloną widoczny był wyraźny entuzjazm, a w różowawych policzkach powstały płytkie dołeczki. Wybiegła na skromny taras i podążyła w stronę ciemnoszarej, metalowej skrzynki ze złotym, lekko wypłowiałym grawerunkiem „Listy”.
                Przeprowadzki były nieodłączną częścią jej niezbyt ciekawego życia. Średnio trzy razy w roku zmieniała miejsce zamieszkania, szkołę i całe otoczenie. Nigdy nie zdążyła zawrzeć żadnej poważnej znajomości. Od kilku lat nawet nie próbowała.
                Jeszcze jako małe dziecko, podczas jednej z pierwszych przeprowadzek, znalazła w skrzynce pocztowej, list zaadresowany jeszcze do poprzednich właścicieli. Od tej pory, sprawdzanie poczty zaraz po przyjeździe stało się czymś w rodzaju jej prywatnego rytuału.
                Wsunęła chudą dłoń do pudełka i zadowolona uznała, że nie jest puste.  Wyciągnęła niedużą kartkę, mniejszą od pospolitych pocztówek. Linie wyznaczające miejsce na adres były nakreślone odręcznie, a zapisane w nich było imię niejakiej Ludmiły Ferro.
„ Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Sebastian.” W myślach odczytała słowa zapisane na drugiej, białej części tekturki i szeroko się uśmiechnęła. Przewróciła na drugą stronę i zachwyciła się pięknym rysunkiem. Z ołówkowego podłoża wyrastał duży, bogaty dmuchawiec. Łodygę miał szarą, lekko poprawioną zielonkawą kredką, a realistycznie nakreślony puch muśnięty był błękitnym kolorem. Przez chwilę przyglądała się martwej roślinie i uznała, że jest wykonana bardzo profesjonalnie. Sama interesowała się rysunkiem, więc wiedziała co nieco na ten temat.

 „Ta Ludmiła to niezła szczęściara.” Pomyślała obracając dmuchawca w dłoni. Wepchnęła tekturkę do kieszeni za dużej, zszarzałej bluzy i odeszła zadowolona ze swojego znaleziska.

☆☆☆

                Zmęczony kilkugodzinną harówką w szkole, opadł na granatowe łóżko, pozostające w zupełnym nieładzie. Zdziwił się. Babcia zwykle wykorzystuje każdą okazję żeby doprowadzić jego pokój do porządku. Na brzuchu oparł szarosrebrnego laptopa i szybkim ruchem podniósł klapę. Momentalnie przypomniał sobie, że rano nie wyłączył urządzenia. Niechętnie powrócił do porannej konwersacji z nieznajomą. Zanim jednak zdążył odczytać którąkolwiek z nowo odebranych wiadomości, na ekranie pojawiła się duża, kolorowa reklama zachęcająca do zakupienia produktów w gwiazdkowych przecenach.
„No tak, początek grudnia, zbliżają się święta.” Przypomniał sobie i szybko skasował wyskakujące okno.
Happiness1313: Jesteś tam?
Happiness1313: Aniołku, odezwij się!
Happiness1313: Aniołku…
Odczytał i poczuł się strasznie nieprzyjemnie, że nie zakończył tej rozmowy. Powinien zdradzić dziewczynie swoje imię. Na świecie jest wiele osób o imieniu Diego, więc nie wpłynęłoby to znacząco na jego anonimowość.
roses.in.haven: Przycisz to!
Zaśmiał się na widok nowo otrzymanej wiadomości. Posłusznie poruszał pokrętłem przymocowanym do radia, z którego wypływały właśnie dźwięki najnowszej piosenki jego ulubionej wokalistki.
roses.in.haven: Dziękuję.
Pojawiło się na lekko pobrudzonym ekranie. Znów rozciągnął usta i opadł na łóżko.
Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Weź wahania wcisnął ikonę umożliwiającą odczytanie jej. Pomyślał, że to kolejne wygłupy siostry.
Happiness1313: Aniołku, gdzie zniknąłeś?  
Zamarł. Nie miał pretekstu, aby nie odpisać. Był aktywny, ona też. Z pewnością byłoby jej przykro, że ignoruje jej sygnał, szczególnie, że już go przeczytał.
Soulless_Angel: Diego. Jestem Diego.
Wystukał nerwowo. Jego serce zabiło szybciej. Zdawało mu się, że na odpowiedź czekał całą wieczność. Tymczasem nadeszła ona już kilkanaście sekund później.
Happiness1313: A ja Francesca.
„Francesca. Francesca. Francesca. Tak miała na imię dziewczyna z kawiarni prawda? Czy to możliwe…? Nie, Diego, takie przypadki się nie zdarzają.” 
Soulless_Angel: Piękne imię. Wiedziałaś, że oznacza „Wolna”?
Happiness1313: Właśnie to sprawdziłeś, prawda?
Soulless_Angel: Może.
Długo czekał na odpowiedź. Zdecydowanie zbyt długo. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, a minuty porównywał do godzin.
Soulless_Angel: Jesteś tam jeszcze?
Happiness1313: Jestem, tylko zastanawiam się co napisać.
Soulless_Angel: Napisz coś o sobie. Na razie zdradziłaś mi jedynie swoje imię.
Happiness1313: Przyganiał kocioł garnkowi! Ja też nie wiem o tobie nic więcej.
Znowu się zaśmiał. 
Soulless_Angel: Dobrze. Mam szesnaście lat i siostrę, Rose.
Happiness1313: Też mam szesnaście lat, ale żadnego rodzeństwa. A zawsze chciałam mieć, wiesz? Jaka jest twoja siostra.
Soulless_Angel: Taka jak wszystkie siostry.
Happiness1313: Czyli? Nie mam siostry. Nie wiem jakie one są.
Soulless_Angel: Przede wszystkim: strasznie denerwująca! Chociaż czasem bywa co zniesienia. : No i mimo wszystko, bardzo ją kocham.
Happiness1313: Zazdroszczę ci. Z rodzeństwem zawsze weselej.
Soulless_Angel: W sumie, masz rację. Wiesz, przez pierwsze cztery lata swojego życia byłem jedynakiem.
Happiness1313: Wybacz, muszę kończyć. Mój znajomy przyszedł. Mam nadzieję, że się jeszcze odezwiesz.
Soulless_Angel: Cześć. Oczywiście, że jeszcze napiszę.
Zapewnił jeszcze siebie, w duchu, że ta znajomość nie zakończy się na tej rozmowie. 

Witam wszystkich! Wybaczcie, że publikuję coś takiego, ale w najbliższym czasie będę miała raczej zerowe szanse na złapanie jakiegokolwiek Wi-Fi, a nawet jak już mi się uda, to blogger w moim telefonie jest taki kochany, że nie działa.
Tak, jutro o tej porze będę pewnie gdzieś w Niemczech, ewentualnie jakoś na granicy, w drodze do… dam, dam, dam…  PARYŻA! Teraz możecie mi zazdrościć.
Więc, miało to wyglądać zupełnie inaczej. W pierwszych dwój fragmentach właściwie nie ma dialogów, za to w trzecim poszłam na łatwiznę. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą beznadzieję. Przepraszam jeszcze, że pierwsza część jest taka chaotyczna, ale pisałam ją chyba z pięć razy i posklejałam to wszystko w takie cuś. 
Na komentarze odpowiem  kiedy indziej. Teraz tylko marzę żeby pójść spać. 
A

Ps. Wybaczcie to dziwne ściśnienie tekstu w pewnym momencie. Blogger wariuje. 
Ps. 2: Dziękuję za ponad 2 tyś. wyświetleń! Jesteście cudowni! 

3 komentarze:

  1. Bardzo, bardzo Cię przepraszam, że znowu nie skomentowałam poprzedniego (raczej poprzednich) rozdziału, jest mi naprawdę bardzo wstyd. Ostatnio wszystko robię z opóźnieniem (naturalnie oprócz pracy domowej; mama by mnie zabiła), więc to nie tylko u Ciebie taki problem. Wracając! Nie chcę rozpisywać się na temat mojej osoby. Wolę rozwodzić się nad Twoim rozdziałem! :) Pozwolisz, że zacznę od samiutkiego początku tego dzieła? Ludmiła w nowym domu... Ah, i Federico! Jestem ciekawa, czy się z nim już na dobre zaprzyjaźni. A może będzie z tego coś więcej (oby tak!)? A może nie zaprzyjaźnią się ze sobą w ogóle (oby nie, bo zabiję!)? Dalej... Sebastian, Ludmiła i list... Ale kim jest ta tajemnicza dziewczyna, która odebrała cudzą pocztę, hm? Aaa, nie mogę się doczekać, by się tego dowiedzieć! Francesca i Diego... Ciekawe, czy będzie z tego coś więcej, czy ta znajomość skończy się na internetowych rozmowach; mimo wszystko mam nadzieję, że nie. Dobra, koniec tej nudy... Zazdroszczę Ci! Będziesz (lub jesteś) w Paryżu! Zawsze chciałam być we Francji, pod wieżą Eiffla... Mam nadzieję, że zdasz relację :) Weny!
    Karola. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry wieczór.

    No cóż mogę powiedzieć (napisać, ale to szczegół xd)? Tak jak obiecałam w poprzednim komentarzu - oto i przybywam sobie tutaj. I nie jestem nawet jakoś spóniona, co jest dość dziwne. XD W każdym razie, muszę przyznać, że (nie powiem - bardzo miło) zaskoczyłaś mnie. Tą dedykacją w sensie. Napisałam Ci jeden, w dodatku marny, komentarz a Ty dedykujesz mi rozdział. Nie zasłużyłam, ale dziękuję. Jest mi bardzo miło. XD
    Tak podejrzewałam, że tym szczęściem będzie sobie Francesca. Jak widać - nie myliłam się. Podoba mi się postać Diego. (Zresztą nie tylko jego.) Starszy, troskliwy brat, który nie tylko nie jest egoistą, ale wręcz potrafi z tego szczęścia wlasnego rezygnować na rzecz szczęścia osób, które kocha. Podoba mi się jego relacja z młodszą siostrą, Rose. A i ona jest całkiem sympatyczną dziewczyną. Z żeńskich postaci natomiast najbardziej przypadła mi do gustu Natalia, choć nie było jej zbyt wiele do tej pory. Również troskliwa, kochająca, a przy tym także odpowiedzialna i rozważna. Scena, w której poniekąd doradza Sebie w sprawach miłosnych była cudowna. No i z Leónem są przeuroczą parą, co stwierdzam, pomimo, że mieli tutaj tak naprawdę jedną scenę. Tyle mi jednak wystarczyło. O Camili w sumie nie wiem jeszcze co sądzić, na razie nie mam jeszcze o niej jednoznacznej opini, także do niej jeszcze kiedyś wrócę, okej? ;) Z Lu sprawa jest prostsza. Jest sobie ona bardzo miłym, wbrew pozorom, i dobrym stworzeniem, o wrażliwym usposobieniu i artystycznej duszy. A jeśli o artystach mowa - podobnie rzecz się ma z Sebą. I jego polubiłam, sympatyczny gość z niego. Czyżby miał dylemat pomiędzy Cami a Lu? XD Dalej. Angie. Średnio mi się podoba. Zrobiła na mnie raczej niemiłe wrażenie, podobnie jak na Fran, ale nie oznacza to jeszcze, że jest zła. Francesca. Organizacja i porządek to tylko niektóre z jej charakterystycznych cech. Trzyma tych swoich przyjaciół w pionie i ma charakterek, co jest świetne. Jest jeszcze Federico. O nim również za wiele powiedzieć nie można, oprócz tego, że wesoły i miły z niego gość. A przy tym, na pewno, dobry przyjaciel. No i León. Odpowiedzialny, miły, ułożony człowiek, na pewno darzący Natalię prawdziwym uczuciem.
    Każdy bohater jest ciekawą postacią. Każdy na swoj własny sposób. Moim skromnym zdaniem świetnie ich wykreowałaś. Podobnie jak cały świat przedstawiony. Jest to bardzo przyjemna historia. Nic tylko czytać. ;)
    Dziękuję jeszcze raz za dedykację. Życzę weny, no i udanego pobytu w Paryżu.
    Dobranoc. ;)
    Tyśka.

    OdpowiedzUsuń
  3. 57 yr old Administrative Assistant IV Florence Govan, hailing from Brandon enjoys watching movies like "Whisperers, The" and Calligraphy. Took a trip to Hoi An Ancient Town and drives a Bentley Speed Six Tourer. nastepna strona

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic *header*