Dedykowany Dulce. Strasznie mi się przyjemnie zrobiło po przeczytaniu twojego komentarza! Dziękuję.
"Potrzebujesz światła tylko kiedy zapada zmrok
Tęsknisz za słońcem tylko gdy zaczyna padać śnieg
Zauważasz że ją kochasz tylko kiedy pozwalasz jej odejść"
Tęsknisz za słońcem tylko gdy zaczyna padać śnieg
Zauważasz że ją kochasz tylko kiedy pozwalasz jej odejść"
~ Passenger "Let Her Go"
Po raz tysięczny wyjrzała przez
okno. Wśród trawy dostrzegła stokrotkę. O ironio! Przetarła zmęczone oczy. To
tylko złudzenie, znowu. Przymknęła powieki. Nie próbowała zasnąć. Wiedziała, że
droga zajmie maksymalnie kilkanaście minut.
Ciemny, duży
samochód zatrzymał się gwałtownie, szarpiąc ciałem blondynki. Jej mama nigdy nie była świetnym kierowcą, a na
dodatek nie miała żadnego doświadczenia w prowadzeniu tak dużego pojazdu, więc
sposób w jaki jechała uniemożliwiał spokojne spędzenie podróży.
Rozejrzała się i
zatrzymała wzrok na zegarze wbudowanym w auto. Tak jak przewidywała, nie minęło sporo czasu.
Słuchając
donośnej prośby mamy, przeniosła wzrok na posiadłość przed którą zaparkowały.
Dom wydawał się duży, chociaż widziany tylko z daleka. Można było się domyślić,
że ludzie w nim mieszkający należą do grona bogatszych. Wejścia do budynku
strzegła ogromna, metalowa brama, która chwilę później otworzyła się zezwalając
na wjazd na teren posesji. Oczom Ludmiły ukazał się urodzajny, zadbany, dobrze
urządzony ogród, który był wcześniej zasłonięty przez wysokie krzewy.
Zewnętrzne ściany domu pokryte były jasnokremowym kolorem, a główne wejście
bogato zdobione. Ilość okien i balkonów wskazywała, że w środku znajdowało się
wiele pokoi.
W ich kierunku
zmierzała dwójka ludzi w średnim wieku. Kobieta żwawo machała otwartą dłonią i
szybko przebierała nogami odzianymi w kasztanowe szpilki. Była ubrana w opinającą,
jasnopomarańczową sukienkę przed kolano, a ciemne włosy spięła w dopracowanego
koka. Kilka metrów za nią szedł równie elegancko ubrany mężczyzna. Miał na
sobie błękitną koszulę i lniane, jasne spodnie, a siwawe włosy równo przystrzyżone.
Ich uroda zdradzała włoskie pochodzenie. Nie zdziwiło to Ludmiły, gdyż Angie często
opowiadała jej o swojej mamie, która również byłą Włoszką.
Mocniej otuliła
się luźnym, jasnobrązowym kardiganem i oparła tył głowy o zimną szybę. Mama ruchem ręki nakazała jej, aby wyszła z pojazdu. Posłusznie podniosła się z niewygodnego
siedzenia i wyszła na świeże powietrze. Stanęła obok mamy na równo skoszonym
trawniku. Była od niej kilka centymetrów niższa, ponieważ wyjątkowo założyła
wygodne trampki. Uśmiechnęła się w stronę pary i wypowiedziała ciche „dzień
dobry”.
– Angie! Ludmiła! – zawołała kobieta, którą Ludmiła uznała za swoją ciotkę i przytuliła do siebie siostrzenicę oraz jej córkę.
Przez
chwilę rozmawiali, ale dialog ten ograniczał się jedynie do opinii na temat pogody, czy
krótkich komplementów na temat obecnego stroju, bądź jakiej ciekawszej
wypowiedzi. Blondynka starała się nie udzielać i odzywała się jedynie
poproszona. Nie czuła się komfortowo w towarzystwie tej dwójki. Szczególnie w
swoich dziurawych jeansach, białej, krótkiej koszulce z prześwitującymi rękawami i rozciągniętym swetrze.
Rozglądała się nerwowo w poszukiwaniu jakiegokolwiek ratunku. Wreszcie
mężczyzna zaproponował, że pomoże z pudłami i wejdą do budynku. Ludmiła
uśmiechnęła się w duchu. Nie mogła się doczekać, aż położy się w swoim nowym
łóżku i zagłębi się w nowej lekturze. Zwykle nie czytała, ale ten dziwny nieznajomy
zachęcił ją do wypożyczenia „Kolorowych ptaków” i przekonania się czy ta
powieść jest faktycznie tak ciekawa jak zapewniał.
Im
bliżej domu się znajdowała, tym większe robił na niej wrażenie. Szyby jakoś
ciekawiej odbijały światło, a drzwi były jeszcze okazalsze. Po wejściu do
środka okazało się, że było to jedynie zapowiedzią cudownego wnętrza. Poznała
jedynie hol, który ciągnął się kilka metrów, ale piękne zasłony w oknach i
wyjątkowo ozdobne lustra dawały niesamowity efekt. Ciocia zaprowadziła ją na
górę po drewnianych, lekko skrzypiących schodach.
– Tu będziesz spała. – oznajmiła, wskazując
na jasnokremowe drzwi z fantazyjnymi złoto-srebrnymi wzorami. – A tu, obok jest
pokój Federico. Za kilka godzin powinien wrócić ze szkoły. – dopowiedziała i
chwilę później zniknęła za zakrętem.
Niepewnie
uchyliła przeraźliwie skrzypiące drzwi. To co zobaczyła, przerosło jej
najśmielsze oczekiwania. W jej domu pomieszczenia takie jak pokój gościnny
nigdy nie istniało. Jednak zawsze wyobrażała je sobie jako skromny pokoik z niewielkim
łóżkiem i ewentualnie jakąś komodą.
Pierwsze
co rzuciło się jej w oczy to ogromne jasnooliwkowe łoże przykryte półprzeźroczystym
prześcieradłem i udekorowane dwoma śnieżnobiałymi poduszkami. Obok stała dość
potężna, drewniana szafa, a po drugiej stronie mniejsza. Wszystkie te meble
stały na pożarnych deskach. Trzy ściany pomalowano miętową farbą, a ostatnia
pokryta była białą emulsją.
Pudło
ustawiła pod łóżkiem i sama położyła się na nim wygodnie. Wyszukała w torbie
przewieszonej przez ramię kolorową książkę i przytrzymując ją zgrabnymi dłońmi,
zagłębiła się w prolog.
Po
kilkunastu minutach uznała, że powieść jest zwyczajnie nudna i rzuciła nią w
stronę kartonu. Przymknęła oczy i otuliła się mięciutką narzutką. Leżała tak przez
następne kilkanaście minut, a w jej głowie pojawiła się myśl o Federico.
Zastanawiała się jak wygląda, czy jest sympatyczny, czy się polubią. Wolała
żeby tak się stało. W końcu w najbliższym czasie mieli mieszkać pod jednym
dachem.
Pokusa
chociaż zajrzenia do pokoju chłopaka okazała się zbyt silna i chwilę później
dreptała w stronę tego pomieszczenia. Bardzo ostrożnie otworzyła drzwi,
ciemniejsze od tych w pokoju gościnnym. Wnętrze okazało się być kolejną tego
dnia niespodzianką. Zupełnie odbiegało od tego, w którym znajdowała się przed
chwilą. Ściany były ciemnoniebieskie oklejone wieloma zdjęciami. Większość z
nich przedstawiała trójkę uśmiechniętych dzieci. Na jeszcze innych rozpoznała
wujka i ciocię z chłopcem na rękach, a kolejne były zwykłymi pejzażami. Ludmiła
domyśliła się, że są to stosunkowo stare fotografie. Federico miał być w jej
wieku.
Wszystkie szafy były ciemnoczarne, pokryte cienką warstwą kurzu. Na jednej z nich zauważyła wieżę z kolorowych płyt i szybko prześledziła nazwiska wszystkich wykonawców. Mieli podobny gust muzyczny. Dobry początek.
Na ziemi ktoś rozrzucił kilka podręczników i zeszytów. Książka z chemii została przygnieciona przez tę z matematyki, a kartki brulionu do historii powyginały się we wszystkie strony. Tylko zeszyt do języka polskiego leżał jakoś dziwnie spokojnie.
Wśród
bałaganu na ciemnogranatowym biurku rozpoznała znajomą okładkę. Książka leżała
tyłem, więc nie widziała tytułu, ale tęczowe maziaje były bardzo charakterystyczne.
„Czyżby „Kolorowe Ptaki”?” Zapytała samą
siebie. Zaśmiała się. I tak ciemnoszara marynarka przewieszona przez obrotowe
krzesło niesamowicie jej kogoś przypominała. Tylko jak on miał na imię. Chyba
powinna zacząć słuchać podczas listy obecności.
Usłyszała
stłumiony, męski głos i szybko zdała sobie sprawę, że to nie wujek mówi.
Wyślizgnęła się z pomieszczenia z zamiarem dodania drugiemu pomieszczeniu
odrobiny „Ludmiłowego blasku”.
☆☆☆
W jej dużych,
lśniących oczach, które co moment zmieniały barwę z lazurowej na ciemnozieloną
widoczny był wyraźny entuzjazm, a w różowawych policzkach powstały płytkie
dołeczki. Wybiegła na skromny taras i podążyła w stronę ciemnoszarej, metalowej
skrzynki ze złotym, lekko wypłowiałym grawerunkiem „Listy”.
Przeprowadzki
były nieodłączną częścią jej niezbyt ciekawego życia. Średnio trzy razy w roku
zmieniała miejsce zamieszkania, szkołę i całe otoczenie. Nigdy nie zdążyła
zawrzeć żadnej poważnej znajomości. Od kilku lat nawet nie próbowała.
Jeszcze jako małe
dziecko, podczas jednej z pierwszych przeprowadzek, znalazła w skrzynce
pocztowej, list zaadresowany jeszcze do poprzednich właścicieli. Od tej pory,
sprawdzanie poczty zaraz po przyjeździe stało się czymś w rodzaju jej
prywatnego rytuału.
Wsunęła chudą
dłoń do pudełka i zadowolona uznała, że nie jest puste. Wyciągnęła niedużą kartkę, mniejszą od
pospolitych pocztówek. Linie wyznaczające miejsce na adres były nakreślone
odręcznie, a zapisane w nich było imię niejakiej Ludmiły Ferro.
„ Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Sebastian.” W myślach
odczytała słowa zapisane na drugiej, białej części tekturki i szeroko się
uśmiechnęła. Przewróciła na drugą stronę i zachwyciła się pięknym rysunkiem. Z ołówkowego podłoża wyrastał duży, bogaty dmuchawiec.
Łodygę miał szarą, lekko poprawioną zielonkawą kredką, a realistycznie
nakreślony puch muśnięty był błękitnym kolorem. Przez chwilę przyglądała się
martwej roślinie i uznała, że jest wykonana bardzo profesjonalnie. Sama
interesowała się rysunkiem, więc wiedziała co nieco na ten temat.
„Ta
Ludmiła to niezła szczęściara.” Pomyślała obracając dmuchawca w dłoni. Wepchnęła
tekturkę do kieszeni za dużej, zszarzałej bluzy i odeszła zadowolona ze swojego
znaleziska.
☆☆☆
Zmęczony
kilkugodzinną harówką w szkole, opadł na granatowe łóżko, pozostające w
zupełnym nieładzie. Zdziwił się. Babcia zwykle wykorzystuje każdą okazję żeby doprowadzić jego pokój do porządku. Na brzuchu oparł szarosrebrnego laptopa i szybkim ruchem podniósł
klapę. Momentalnie przypomniał sobie, że rano nie wyłączył urządzenia.
Niechętnie powrócił do porannej konwersacji z nieznajomą. Zanim jednak zdążył odczytać
którąkolwiek z nowo odebranych wiadomości, na ekranie pojawiła się duża,
kolorowa reklama zachęcająca do zakupienia produktów w gwiazdkowych przecenach.
„No tak, początek grudnia, zbliżają się święta.” Przypomniał sobie i
szybko skasował wyskakujące okno.
Happiness1313: Jesteś tam?
Happiness1313: Aniołku, odezwij się!
Happiness1313: Aniołku…
Odczytał i poczuł się strasznie nieprzyjemnie, że nie zakończył tej
rozmowy. Powinien zdradzić dziewczynie swoje imię. Na świecie jest wiele osób o
imieniu Diego, więc nie wpłynęłoby to znacząco na jego anonimowość.
roses.in.haven: Przycisz to!
Zaśmiał się na widok nowo otrzymanej wiadomości. Posłusznie poruszał
pokrętłem przymocowanym do radia, z którego wypływały właśnie dźwięki najnowszej
piosenki jego ulubionej wokalistki.
roses.in.haven: Dziękuję.
Pojawiło się na lekko pobrudzonym ekranie. Znów rozciągnął usta i
opadł na łóżko.
Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Weź wahania wcisnął ikonę
umożliwiającą odczytanie jej. Pomyślał, że to kolejne wygłupy siostry.
Happiness1313: Aniołku, gdzie zniknąłeś?
Zamarł. Nie miał pretekstu, aby nie odpisać. Był aktywny, ona też. Z
pewnością byłoby jej przykro, że ignoruje jej sygnał, szczególnie, że już go
przeczytał.
Soulless_Angel: Diego. Jestem Diego.
Wystukał nerwowo. Jego serce zabiło szybciej. Zdawało mu się, że na
odpowiedź czekał całą wieczność. Tymczasem nadeszła ona już kilkanaście sekund
później.
Happiness1313: A ja Francesca.
„Francesca. Francesca. Francesca. Tak miała na imię dziewczyna z
kawiarni prawda? Czy to możliwe…? Nie, Diego, takie przypadki się nie zdarzają.”
Soulless_Angel: Piękne imię. Wiedziałaś, że oznacza „Wolna”?
Happiness1313: Właśnie to sprawdziłeś, prawda?
Soulless_Angel: Może.
Długo czekał na odpowiedź. Zdecydowanie zbyt długo. Sekundy dłużyły
się niemiłosiernie, a minuty porównywał do godzin.
Soulless_Angel: Jesteś tam jeszcze?
Happiness1313: Jestem, tylko zastanawiam się co napisać.
Soulless_Angel: Napisz coś o sobie. Na razie zdradziłaś mi jedynie
swoje imię.
Happiness1313: Przyganiał kocioł garnkowi! Ja też nie wiem o tobie nic
więcej.
Znowu się zaśmiał.
Soulless_Angel: Dobrze. Mam szesnaście lat i siostrę, Rose.
Happiness1313: Też mam szesnaście lat, ale żadnego rodzeństwa. A
zawsze chciałam mieć, wiesz? Jaka jest twoja siostra.
Soulless_Angel: Taka jak wszystkie siostry.
Happiness1313: Czyli? Nie mam siostry. Nie wiem jakie one są.
Soulless_Angel: Przede wszystkim: strasznie denerwująca! Chociaż
czasem bywa co zniesienia. : No i mimo wszystko, bardzo ją kocham.
Happiness1313: Zazdroszczę ci. Z rodzeństwem zawsze weselej.
Soulless_Angel: W sumie, masz rację. Wiesz, przez pierwsze cztery lata
swojego życia byłem jedynakiem.
Happiness1313: Wybacz, muszę kończyć. Mój znajomy przyszedł. Mam
nadzieję, że się jeszcze odezwiesz.
Soulless_Angel: Cześć. Oczywiście, że jeszcze napiszę.
Zapewnił jeszcze siebie, w duchu, że ta znajomość nie zakończy się na tej rozmowie.
Witam wszystkich! Wybaczcie, że publikuję coś takiego, ale w
najbliższym czasie będę miała raczej zerowe szanse na złapanie jakiegokolwiek
Wi-Fi, a nawet jak już mi się uda, to blogger w moim telefonie jest taki
kochany, że nie działa.
Tak, jutro o tej porze będę pewnie gdzieś w Niemczech, ewentualnie
jakoś na granicy, w drodze do… dam, dam, dam…
PARYŻA! Teraz możecie mi zazdrościć.
Więc, miało to wyglądać zupełnie inaczej. W pierwszych dwój fragmentach właściwie nie ma dialogów, za to w trzecim poszłam na łatwiznę. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą beznadzieję. Przepraszam jeszcze, że pierwsza część jest taka chaotyczna, ale pisałam ją chyba z pięć razy i posklejałam to wszystko w takie cuś.
Na komentarze odpowiem kiedy indziej. Teraz tylko marzę żeby pójść spać.
A
Ps. Wybaczcie to dziwne ściśnienie tekstu w pewnym momencie. Blogger wariuje.
Ps. 2: Dziękuję za ponad 2 tyś. wyświetleń! Jesteście cudowni!
Bardzo, bardzo Cię przepraszam, że znowu nie skomentowałam poprzedniego (raczej poprzednich) rozdziału, jest mi naprawdę bardzo wstyd. Ostatnio wszystko robię z opóźnieniem (naturalnie oprócz pracy domowej; mama by mnie zabiła), więc to nie tylko u Ciebie taki problem. Wracając! Nie chcę rozpisywać się na temat mojej osoby. Wolę rozwodzić się nad Twoim rozdziałem! :) Pozwolisz, że zacznę od samiutkiego początku tego dzieła? Ludmiła w nowym domu... Ah, i Federico! Jestem ciekawa, czy się z nim już na dobre zaprzyjaźni. A może będzie z tego coś więcej (oby tak!)? A może nie zaprzyjaźnią się ze sobą w ogóle (oby nie, bo zabiję!)? Dalej... Sebastian, Ludmiła i list... Ale kim jest ta tajemnicza dziewczyna, która odebrała cudzą pocztę, hm? Aaa, nie mogę się doczekać, by się tego dowiedzieć! Francesca i Diego... Ciekawe, czy będzie z tego coś więcej, czy ta znajomość skończy się na internetowych rozmowach; mimo wszystko mam nadzieję, że nie. Dobra, koniec tej nudy... Zazdroszczę Ci! Będziesz (lub jesteś) w Paryżu! Zawsze chciałam być we Francji, pod wieżą Eiffla... Mam nadzieję, że zdasz relację :) Weny!
OdpowiedzUsuńKarola. ♥
Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńNo cóż mogę powiedzieć (napisać, ale to szczegół xd)? Tak jak obiecałam w poprzednim komentarzu - oto i przybywam sobie tutaj. I nie jestem nawet jakoś spóniona, co jest dość dziwne. XD W każdym razie, muszę przyznać, że (nie powiem - bardzo miło) zaskoczyłaś mnie. Tą dedykacją w sensie. Napisałam Ci jeden, w dodatku marny, komentarz a Ty dedykujesz mi rozdział. Nie zasłużyłam, ale dziękuję. Jest mi bardzo miło. XD
Tak podejrzewałam, że tym szczęściem będzie sobie Francesca. Jak widać - nie myliłam się. Podoba mi się postać Diego. (Zresztą nie tylko jego.) Starszy, troskliwy brat, który nie tylko nie jest egoistą, ale wręcz potrafi z tego szczęścia wlasnego rezygnować na rzecz szczęścia osób, które kocha. Podoba mi się jego relacja z młodszą siostrą, Rose. A i ona jest całkiem sympatyczną dziewczyną. Z żeńskich postaci natomiast najbardziej przypadła mi do gustu Natalia, choć nie było jej zbyt wiele do tej pory. Również troskliwa, kochająca, a przy tym także odpowiedzialna i rozważna. Scena, w której poniekąd doradza Sebie w sprawach miłosnych była cudowna. No i z Leónem są przeuroczą parą, co stwierdzam, pomimo, że mieli tutaj tak naprawdę jedną scenę. Tyle mi jednak wystarczyło. O Camili w sumie nie wiem jeszcze co sądzić, na razie nie mam jeszcze o niej jednoznacznej opini, także do niej jeszcze kiedyś wrócę, okej? ;) Z Lu sprawa jest prostsza. Jest sobie ona bardzo miłym, wbrew pozorom, i dobrym stworzeniem, o wrażliwym usposobieniu i artystycznej duszy. A jeśli o artystach mowa - podobnie rzecz się ma z Sebą. I jego polubiłam, sympatyczny gość z niego. Czyżby miał dylemat pomiędzy Cami a Lu? XD Dalej. Angie. Średnio mi się podoba. Zrobiła na mnie raczej niemiłe wrażenie, podobnie jak na Fran, ale nie oznacza to jeszcze, że jest zła. Francesca. Organizacja i porządek to tylko niektóre z jej charakterystycznych cech. Trzyma tych swoich przyjaciół w pionie i ma charakterek, co jest świetne. Jest jeszcze Federico. O nim również za wiele powiedzieć nie można, oprócz tego, że wesoły i miły z niego gość. A przy tym, na pewno, dobry przyjaciel. No i León. Odpowiedzialny, miły, ułożony człowiek, na pewno darzący Natalię prawdziwym uczuciem.
Każdy bohater jest ciekawą postacią. Każdy na swoj własny sposób. Moim skromnym zdaniem świetnie ich wykreowałaś. Podobnie jak cały świat przedstawiony. Jest to bardzo przyjemna historia. Nic tylko czytać. ;)
Dziękuję jeszcze raz za dedykację. Życzę weny, no i udanego pobytu w Paryżu.
Dobranoc. ;)
Tyśka.
57 yr old Administrative Assistant IV Florence Govan, hailing from Brandon enjoys watching movies like "Whisperers, The" and Calligraphy. Took a trip to Hoi An Ancient Town and drives a Bentley Speed Six Tourer. nastepna strona
OdpowiedzUsuń