wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział szósty: Bardzo białe stokrotki



"Każdego dnia dzieje się tysiąc rzeczy, 
które jakoś nas omijają.
Chodź, przebij się przez ten hałas, 
żebyś mógł usłyszeć dźwięki miłości."
~ Natasha Bedingfiled "Neon Lights"


                Ostrożnie zwlokła się z łóżka przymuszona nagłym pragnieniem, starając się nie obudzić leżącego obok Leona. Podreptała do niewielkiej kuchni oddalonej od sypialni zaledwie o kilka metrów. Po omacku uderzyła w włącznik światła i mrużąc oczy spojrzała w głąb pomieszczenia. 
                Stał przy blacie skupiając wzrok na tafli wody nalanej do zielono-czarnego kubka. Postukał kilka razy w brzeg naczynia i odwrócił się zdając sobie sprawę, że ktoś zapalił światło. Zmarszczył czoło i uśmiechnął się niemrawo do Natalii.
– Nie śpisz? – zapytała zachrypniętym głosem i podeszła bliżej, aby nalać sobie czegoś do picia. Wybrała herbatę z cytryną, zaparzoną jeszcze rano.
– Nie mogę zasnąć. – wyjaśnił krótko, przyglądając się kobiecie, która upijała kolejne łyki brązowawej cieczy.
                Przez moment trwali w zupełnym milczeniu. Hiszpanka, najciszej jak tylko mogła, odłożyła szklankę do zlewu. Miała zamiar wrócić do sypialni.
– Kiedy wiedziałaś, że jesteś zakochana w Leonie? – zatrzymał ją dosyć nietypowym pytaniem. W pierwszej chwili na ustach Natalii pojawił się delikatny uśmiech. Była pewna, że chłopak żartuje. Jednak widząc jego grobową minę, zapytała:
– Seba, wszystko w porządku? Dlaczego mnie o to pytasz? – przyłożyła dłoń do jego lekko spoconego czoła, ale on odtrącił ją z grymasem na twarzy.
– Mówię poważnie. – oznajmił i usiadł na jednym z plastikowych krzeseł ustawionych obok stolika wykonanego z tego samego tworzywa. Naty zajęła miejsce na drugim siedzeniu.
– Cóż, nie wiem jak ci odpowiedzieć. To się chyba po prostu powoli zaczyna czuć. Chociaż to sprawa bardzo indywidualna. Nie gwarantuję, że u ciebie będzie tak samo. – przyznała i wsadziła dłonie pod uda. Machała lekko podkurczonymi nogami. – Poznałeś kogoś? – dodała po krótkiej pauzie. Brunet tylko pokiwał niepewnie głową. Natalia obróciła się jeszcze bardziej w jego stronę. Oparła łokcie na półprzeźroczystym blacie, a dłonie podłożyła pod brodę. – Jak ma na imię?
– Ludmiła. – wyszeptał i spuścił głowę. Zupełnie zignorował głos w jego umyśle, który bez przerwy piskliwie przypominał imię pewnej rudowłosej piękności.
– Pięknie imię, rzadko spotykane. – stwierdziła równie cicho. – Jak się poznaliście? – zadała kolejne pytanie, na co Sebastian zaśmiał się pod nosem. Przypomniał sobie, jak wpadł na blondynkę. Jego myśli momentalnie przestały krążyć wokół płomiennowłosej, a głosik w głowie stał się bardzo słabiutki i ledwo słyszalny wśród całych tłumów krzyczących: „Ludmiła! Ludmiła!” Opowiedział Hiszpance całą tą Historię na co dziewczyna również się zaśmiała.
                Rozmawiali jeszcze przez kilka, może kilkanaście minut. Natalka jeszcze kilka razy dopytywała o blondynkę, a Seba opowiedział jej właściwie wszystko, czego do tej pory dowiedział się o Ludmile. Pomimo, że widział ją tylko dwa razy w życiu, uważał, że zdążył już odkryć wiele jej charakterystycznych cech.
                Była bardzo mądra, sprytna. Dala się zapamiętać jako bardzo elegancka młoda kobieta, którą trudno wyprowadzić z równowagi. Ferro to przede wszystkim nieziemsko piękna dziewczyna, z którą wyjątkowo przyjemnie się rozmawia.
                Kobieta przeniosła swój wzrok na elektroniczny zegarek wbudowany w piecyk, który wskazywał, że siedemnaście minut temu wybiła północ.
– Powinniśmy już iść spać. Jutro praca, szkoła. – oznajmiła i podniosła się z krzesła. Sprzątnęła z blatu kubek, który zostawił tam Sebastian. Podreptała w stronę drzwi i machnęła ręką na chłopaka, dając mu znak, że powinien za nią podążyć. Niechętnie udał się do swojego pokoju, śmiejąc się na pożegnanie do Natalki.

☆☆☆

                Wyjrzała za już wypełnione smugami okno i zmrużyła powieki, nie dowierzając w to, co widzi. Dotknęła szyby opuszką palca i zatoczyła nią niewielkie koło. Jeszcze przez kilka chwil wpatrywała się w zielonkawą, lekko wysuszoną trawę. Na seledynowym puchu spoczywało kilka kwiatuszków brutalnie wyrwanych z podłoża. Długo próbowała zrozumieć, czy tak naprawdę istnieją, czy po raz kolejny wyobraźnia płata jej figle. Nigdy wcześniej nie widziała stokrotek chociażby odrobinę podobnych do tych. Były wyjątkowo duże, nawet kilka razy większe od tych zwyczajnych, rosnących prawie na każdym kroku. Nie dostrzegała też charakterystycznego, żółtego punktu. Wydawały się bardzo białe, zupełnie jakby udawały śnieg.
                Nie zwróciła uwagi na głośny, pełny pretensji krzyk dobiegający z kuchni. Pokusa choćby najdelikatniejszego muśnięcia tych cudów natury, chwilę temu znajdujących się w zasięgu jej wzroku, byłą zbyt silna. Energicznie wybiegła przed dom i stanęła dokładnie w miejscu, gdzie wcześniej widziała kwiaty. Rozejrzała się, ale nic więcej nie dostrzegła. „No tak, znów te zwidy. Kiedy to się skończy?”
                Zrezygnowana powróciła do pomieszczenia i zignorowała wołanie mamy. Usiadła na poprzednim miejscu i znów nie spuszczała wzroku z trawnika, jakby miała nadzieję, że znów objawią się kwiatuszki Niestety, pomyliła się.
– Ludmiła, wychodzimy! – krzyknął ktoś z kuchni, a dziewczyna podniosła dłonie do twarzy i zatkała uszy, aby nie słyszeć tego okropnego wołania. – Ludmiła! – usłyszała ponownie. Tym razem dźwięk był stłumiony, ale doskonale mogła odróżnić każdą głoskę, których składało się jej imię.
                Poczuła dłoń na lewym nadgarstku. Postać pociągnęła ją w stronę przedpokoju, mamrocząc coś pod nosem, ale Ludmiła nie mogła tego usłyszeć, gdyż jej palce nadal były wetknięte w małżowiny. Niepewnie otworzyła oczy i zobaczyła mamę krzątającą się po pomieszczeniu. Pakowała jeszcze ostatnie przedmioty, które wcześniej chyba stały gdzieś w kuchni. Jak zwykle, robiła wszystko na ostatnią chwilę.
                Blondynka kucnęła przy jednym z otwarty pudeł i wyciągnęła z niej fioletowy notes, którego okładka cała była pokryta pluszem. Otworzyła go na przypadkowej stronie i zaczęła cicho nucić swoją ulubioną piosenkę, którą napisała jakiś czas temu. Od wielu lat tworzyła utwory. To była jedna z jej skrytych pasji. Nie grała na żadnym instrumencie, więc akompaniament do jej piosenek zwykle ograniczał się do wystukiwania rytmu dłonią bądź stopą.
                Poczuła, że ktoś zbyt gwałtownie pcha ją w stronę drzwi. Na moment straciła równowagę, ale nie wywróciła się. Zahaczyła wewnętrzną częścią łydki o kant kartonu, więc na jej nodze powstał nieprzyjemnie szczypiący, ciemno czerwony ślad.
– Na pewno wszystko zabrałaś? – po raz tysięczny tego dnia usłyszała to pytanie. Jak zwykle, pokiwała tylko niemrawo głową. Chwyciła karmazynową torebkę pozostawioną wcześniej na ziemi i przerzuciła ją przez ramię. Już jakiś czas temu wywieziono wszystkie meble, więc podłoga była jedynym miejscem na przechowywanie nie spakowanych jeszcze przedmiotów. Podtrzymała dłońmi pudełko podane przez mamę, a następnie, zgodnie z jej poleceniem, włożyła do bagażnika wypożyczonego samochodu. Czynność tę powtórzyła kilka razy i wreszcie sama zajęła miejsce pasażera. Angie zasiadła za kierownicą i już po chwili sama ruszyła. Ludmiła posłała ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę ukochanego domu i jeszcze przez moment wpatrywała się w trawnik. Chyba dostrzegła ostatnią stokrotkę.
– Cieszysz się? – zapytała kobieta, która manewrowała drobnymi dłońmi  po ciemnej kierownicy. Skupiona była na drodze, więc nie mogła dostrzec grymasu pojawiającego się na powoli na twarzy córki.
– Zgadnij. – odpysknęła, na co Angie tylko westchnęła z poirytowaniem. Wcale nie miała ochoty rozmawiać, z Ludmiłą, która odkąd otworzyła tego ranka oczy, wydawała się obrażona na cały świat.
–  Wreszcie będziesz miała towarzystwo w swoim wieku. Kiedyś zawsze prosiłaś mnie o rodzeństwo. – Podtrzymywała rozmowę, jakby z przymusu. Ludmiła milczała przez dłuższy moment.
– Nie mam już pięciu lat, mamo. – odpowiedziała wreszcie, niezbyt uprzejmie. Kobieta westchnęła ponownie i porzuciła plan wymiany zdań z córką.

                Dalej jechały w milczeniu.

☆☆☆

                Zrzuciła z siebie jasno fioletową narzutę i zaciśniętą pięścią uderzyła w goły brzuch. Uroniła gorzką łzę, ale cisnęła dłonią po raz kolejny. Poczuła ból, ale nie przejmowała się tym. Największą udrękę sprawiały ciosy w wyrządzone wcześniej sińce. Otworzyła zaciśnięte wcześniej powieki i spojrzała na fałdy tłuszczu formujące się na jej ciele. Gdyby zapytała kogoś, czy też je dostrzega, odpowiedź byłaby jednoznaczna. Nie.
                Wplotła drżące palce pomiędzy skołtunione, mokre od potu rude kędziory. Zacisnęła dłoń w piąstkę i pociągnęła z zadziwiającą siłą. Na wilgotnych dłoniach pozostało jedynie kilka pojedynczych loków.
                Ktoś kilka razy zapukał do drzwi prowadzących do jej pokoju. Szybko otuliła się kołdrą, otarła słoną ciecz z policzków i wołaniem wpuściła tę osobę do środka. Mama spojrzała na nią ciepłym wzrokiem, na co Camila odpowiedziała sztucznym uśmiechem.
– Jesteś głodna? – zapytała, a rudowłosa w odpowiedzi pokręciła delikatnie głową. – Znowu płakałaś? – zapytała ostrożnie i usiadła na brzegu rozkładanego łóżka. Dziewczyna po raz kolejny zaprzeczyła ruchem głowy. Mama dotknęła jej rozgrzanego policzka, a następnie przeniosła dłoń na równie ciepłe czoło.
– Za pół godziny zaczynasz zajęcia. – przypomniała, uśmiechnęła się na pożegnanie i wolnym krokiem wyszła z pokoju. Nienawidziła patrzeć na cierpienie swojej córki. Czuła się jednak w tej sytuacji zupełnie bezsilna.
                Camila spojrzała na prosty zegarek ustawiony na półce na wysokości jej wzroku. Faktycznie, wskazywał godzinę siódmą trzydzieści. Niechętnie zwlokła się z łóżka, które przyciągało ją niczym magnes. Wygładziła brzoskwiniową spódniczkę i udała się do łazienki gdzie poprawiła makijaż wykonany kilkanaście minut wcześniej.
                Droga do szkoły dłużyła się niemiłosiernie. Dziewczyna nerwowo rozglądała się po okolicy w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Kilka razy potknęła się o własne stopy, przeklinając w myślach, że nie wybrała butów na płaskim obcasie. Któreś z kolei potknięcie poskutkowało bolesnym upadkiem. Wychyliła nos spod czerwono pomarańczowej kotary i strzepnęła włosy na boki. Spuściła wzrok i z ulgą stwierdziła, że kolana są całe.
– Camila? – dobiegło do jej uszu i obróciła się z nerwowym, ale ciągle słodkim, uśmiechem wymalowanym na twarzy. Szybko podniosła się z klęczek, otrzepała spódnicę i odgarnęła z twarzy włosy, które już zdążyły wydrzeć się z za uszu. Wpatrywała się w chłopaka z rękami opartymi na biodrach. Ten podbiegł do niej roześmiany.
– Cześć. – przywitała się i poprawiła torebkę, która chwilę temu zsunęła się z jej kościstego ramienia. 
– Hej. – odpowiedział podobnie.
– Idziesz do szkoły? – zapytała, kiedy już kompletnie doprowadziła się do porządku. Odruchowo nawinęła czerwono pomarańczowy lok na palec wskazujący i przysunęła włosy do policzka.
– Nie, do domu. – zakpił z koleżanki i wetknął dłonie w kieszenie. Zaczął obracać niewielką kulkę papieru, którą pewnie kiedyś zostawił w spodniach.
– Bardzo śmieszne! – zawołała z ironią w głosie i spojrzała na zegarek, który zawsze nosiła na lewej ręce. Była leworęczna, więc tak było jej po prostu wygodniej. Wskazówki oznajmiały, że dzwonek na pierwszą lekcję miał rozbrzmieć za równe jedenaście minut. Przyśpieszyła kroku. – Co z tobą? Nie nadążasz? – zawołała, kiedy dostrzegła, że chłopak został odrobinę w tyle.
– Nie pojmuję, jak możesz tak szybko chodzić! – odkrzyknął i podbiegł w stronę dziewczyny. Ta zaśmiała się triumfalnie. – I to jeszcze w takich butach! – dopowiedział wskazując na dość wysokie koturny Camili. Była w nich zaledwie o kilka centymetrów niższa od Meksykanina.
– Są całkiem stabilne. – oznajmiła i przebiegła kilka metrów, jakby chciała udowodnić prawdziwość swoich słów.
– Naprawdę? – odparł z udawanym zaciekawieniem, za co oberwało mu się w lewe ramię. Rozmasował obolałe miejsce. Musiał przyznać, Camila była silną dziewczyną. – Zrobiłaś zadanie z fizyki? – nagle zmienił temat.
– Nie, nie dam ci odpisać. – oznajmiła pewna siebie, jakby czytała w jego myślach. Seba zaśmiał się delikatnie. Udał oburzenie i zaczął ją przekonywać, że wcale nie miał takich zamiarów.
                Dalsza droga minęła im w przyjemnej atmosferze, pomimo tego, że ciągle się sprzeczali. Camila na moment zapomniała o wszystkich troskach i wcale nie musiała udawać, że jest zadowolona. 

☆☆☆

Happiness1313: Witaj Bezduszny Aniele.
Zawiesił wzrok na słowach formujących się powoli na ekranie. Zmrużył oczy i położył zimne palce na lepkiej klawiaturze.
„Pewnie Rose znowu coś wylała” pomyślał i przejechał ręką po klawiszach, aby usunąć z nich brud.
Soulless_Angel.: Cześć Szczęście1313.
Wystukał drżącymi dłońmi i nerwowo wpatrywał się w trzy kropki pulsujące pod jego wypowiedzią.
Happiness1313: Dlaczego nie masz duszy Aniołku?
Soulless_Angel: A dlaczego ty jesteś taki szczęśliwy?
Happiness1313: Szczęśliwa.
Soulless_Angel: Co?
Happiness1313: Jestem dziewczyną.
Soulless_Angel: Aha.
Happiness1313: A ty?
Soulles_Angel: Chłopak.
Happiness1313: Aha.
Przyglądał się kolejnym zdaniom pisanym przez nieznajomą. Przez moment przesuwał palcami po klawiaturze, jakby zastanawiał się co powinien odpisać.
Happiness1313: Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Wyprzedziła go.
Soulless_Angel: Ty na moje też.
Happiness1313: Ja zapytałam pierwsza.
Soulless_Angel: Trudno.
Dalszy przebieg rozmowy intrygował go jeszcze bardziej. Niecierpliwił się w ciągu kilku chwil, kiedy dziewczyna nie pisała. Wreszcie usłyszał charakterystyczne brzdąknięcie.
Happiness1313: Nie wiem. Spodobało mi się to słowo.
Przeczytał i zaśmiał się słabo.
Happiness1313: Teraz ty.
Dodała po chwili.
Soulless_Angel: Ja też nie wiem.
Happiness1313: Jak masz na imię?
Zapytała, a palec wskazujący Diego zawisnął nad literą „D”. Nie chciał zdradzać nieznajomej swojej tożsamości. Wolał pozostać anonimowy.
                Energicznie zamknął klapę nawet go nie wyłączając. Nigdy nie pochwalał znajomości zawartych przez Internet i sam starał się unikać takich kontaktów. Zawsze obawiał się, że osoba po drugiej stronie może bardzo łatwo go oszukać czy nawet wykorzystać. Korzystał z komunikatorów tylko jeśli musiał porozmawiać z kimś kogo już znał. Nigdy nie pisał z nieznajomymi. Tak więc dlaczego z taką łatwością zapoznał się z tą szczęśliwą dziewczyną?
                Usłyszał ciche pukanie do drzwi swojego pokoju, więc wypowiedział ciche „Proszę”. Odwrócił się i spojrzał w stronę wejścia. Stała w nich Rose, która ze zdenerwowania przeskakiwała z nogi na nogę.
– Możemy porozmawiać? – zapytała nerwowo, na co chłopak pokręcił energicznie głową i zmarszczył czoło.
– Jasne. – odparł i poklepał miejsce na łóżku. Rose wgramoliła się na niedawno wymieniany materac i usiadła po turecku.
– Chodzi o rodziców. – wymamrotała i spuściła głowę zakrywając twarz kotarą z kasztanowych włosów. Podrapała tył głowy, jak zawsze kiedy się denerwuje. Diego przełknął nerwowo ślinę i skupionym wzrokiem wpatrywał się w siostrę, czekając na dalszy ciąg jej wypowiedzi. – Mama powiedziała, że tata wyjechał gdzieś w sprawach bussinesowych, prawda? – chciała się upewnić, a Diego tylko szybko pokiwał głową w odpowiedzi. – Ostatnio słyszałam jak rozmawia z babcią. – przerwała i powoli podniosła podbródek, ukazując twarz bratu. Oczy miała spuchnięte, a w kącikach dało się dostrzec pozostałości łez. Usta były wyjątkowo blade, a policzki rozgrzane, z jasnoróżowym rumieńcem. – Z tego co zrozumiałam, rodzice się rozstają. – dokończyła szeptem, a zaraz po tym rzuciła się w ramiona brata, wybuchając głośnym płaczem. Diego objął dziewczynę i zaczął gładzić jej splątane włosy. Nie odzywał się. Sam potrzebował kilka chwil, aby zrozumieć całą sytuację.


Cześć wszystkim! Wybaczcie małe spóźnienie, ale rozdział wyglądał trochę łyso, więc dodałam jeszcze jeden fragment. Ostrzegam, że mój dzisiejszy nastrój jest dosyć nietypowy, więc notka może nie co odbiegać od tematu.
Czuję, że ten rozdział jest jednym z lepszych jakie napisałam, pomimo, że zawaliłam kilka fragmentów. Osobiście część z Diego oraz ta z rozmową pomiędzy Natalką i Sebą to moi ulubieńcy. Szczerze? Nie chce mi się odpowiadać na komentarze, a właściwie komentarz. Dziękuję tylko Oli Ferro, która coś napisała.
Przepraszam, ten dopisek jest do niczego. Może jutro coś tu zmienię.
A

niedziela, 22 lutego 2015

Znowu się nie wyrobiłam

Cóż, nie chciałbym publikować czegoś nie dopracowanego, więc rozdział będzie jutro.

wtorek, 17 lutego 2015

Czym byłby ten blog bez notek informacyjnych?

Z góry zaznaczam, że mój poziom pisania takich notek jest naprawdę kiepski. Pewnie już zdążyliście zauważyć, że zwykle nie potrafię niczego jasno wytłumaczyć. Ten komunikat dla osób, które jeszcze zbyt dobrze mnie nie znają. 
Jest kilka spraw, jedne ważniejsze, drugie mnie, część z nich jest raczej smutna, ale mam nadzieję, że ten post nie będzie tak mizerny i dołujący jak się zapowiada. Wybaczcie, jeśli wyjdzie z tego typowe narzekania mało utalentowanej bloggerki. 
Jestem zawiedziona. Tak, to chyba najtrafniejsze określenie. Myślę, że problem rozpoczął się już na poprzednim blogu, jakoś około dwunastego rozdziału. Nie wiem co się stało, ale część moich czytelników po prostu zniknęła. Kilka osób komentowało pierwsze rozdziały, ale po pewnym czasie nie pojawiły się już więcej. 
Tutaj natomiast sprawa jest troszeczkę inna. W ostatnim czasie liczba wyświetleń mocno podskoczyła w górę. A to chyba oznacza, że jednak ktoś tu wchodzi i może nawet czyta. Dlatego nie rozumiem dlaczego nikt nie pozostawia po sobie nawet najmniejszego śladu. Wystarczyłoby mi nawet najmniejsze "Super rozdział", żeby przekonać się, że ktoś mnie czyta.
Jeśli po przeczytaniu tego macie zamiar poświęcić swój czas na napisanie komentarza, proszę, nie róbcie tego tutaj. Zdecydowanie bardziej mi zależy na opinii o rozdziałach czy miniaturkach. 
Jest jeszcze kwestia konkursu na miniaturkę. Co prawda do zakończenia jeszcze szmat czasu, ale nie dostałam żadnej pracy, więc gorąco was zachęcam do wysyłania ich! 
Przepraszam, że publikuję coś takiego! 

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział piąty: Zwęglony motyl



"Dotykam gwiazd
Jeśli stoję na twoich ramionach"
~ Cause You Belive


                Wybiegła z kuchni najszybciej jak tylko potrafiła, gdy usłyszała donośny głos chłopaka. Dostrzegła Natalię i Leona schodzących po schodach i Federico, który najwyraźniej pojawił się w kawiarni, kiedy ona pomagała zmywać naczynia. Otrzepała dłonie z wody i wygładziła fałdę na zadrukowanej kolorowymi kropkami spódnicy. 
– Jak było? Wygrałeś coś? Komuś się spodobało? – podekscytowana podbiegła do przyjaciela i zasypała go stertą pytań, chociaż nie koniecznie na każde z nich oczekiwała odpowiedzi. Zależało jej jedynie aby dowiedzieć się czegokolwiek na temat konkursu.
– Chyba poznałem dziewczynę. – wyznał z szerokim uśmiechem na ustach i rozmarzony opadł na taboret przy ladzie. Całe towarzystwo było zaskoczone wyznaniem Sebastiana, ale jedyna Francesca zmarszczyła poważnie czoło i charakterystycznie dla zdenerwowania, chwyciła się pod boki. 
– Wracasz z jednych z ważniejszych zawodów w kraju i zamiast pochwalić się nagrodą, informujesz nas, że poznałeś dziewczynę?! – zawołała z wyrzutem, co rozbawiło Federico. Oberwało mu się za to porządnym kuksańcem w bark. Meksykanin potrząsnął delikatnie głową i spojrzał na przyjaciółkę rozkojarzony. Cała sytuacja jeszcze bardziej rozbawiła Federico, za co został obdarowany groźnymi spojrzeniami.
– To nie były najważniejsze zawody w kraju. – wyjaśnił spokojnie, co jeszcze bardziej rozjuszyło Francesce. – I nie wygrałem. Ona wygrała. – dodał i ponownie uśmiechnął się marzycielsko. Odszedł, zostawiając całe towarzystwo bez większych wyjaśnień. Włoszka warknęła tylko, unosząc rozłożone dłonie na wysokość policzków i odeszła w stronę kuchni, stąpając twardo po podłożu.
                Diego dawno nie spotkał ludzi, od których biła tak niesamowita energia. Miał wrażenie, że wszyscy uczniowie w jego klasie, jeśli nie szkole, są wyjątkowo nudni i sztywni. Szybko pomyślał, że takie towarzystwo będzie miłą odmianą. Co prawda jakąkolwiek rozmowę przeprowadził na razie jedynie z Francescą i szefem, ale czuł, że ma szanse odnaleźć się w tym gronie.
– Jesteś tu nowy? – usłyszał za sobą. Odwrócił się gwałtownie i ujrzał chłopaka, który brał udział we wcześniejszej sprzeczce. Przytaknął. – Federico. – przedstawił się i wyciągnął rękę w stronę Hiszpana.
– Diego. – również wypowiedział swoje imię. - Też tu pracujesz? – dodał i wsparł łokcie o kamienny blat.
– Pomagam. – sprostował i uśmiechnął się do chłopaka. Odszedł wolnym, a resztę dnia Diego spędził na kasowaniu oraz podawaniu klientom napojów i przekąsek. 

☆☆☆

                Zamknęła pokryte jasnym cieniem powieki i zobaczyła przed sobą motyla. Motyl ten wydawał jej się piękniejszych od tych zwykle widywanych. Skrzydła miał rozłożyste, symetryczne, pokryte masą ciemno czarnych plamek, w kolorze węgla. Poruszał nimi powoli, z gracją, ale jednym nie co szybciej. Zupełnie jakby próbował polecieć szybciej, wznieść się wyżej, ale nie mógł. 
                Zapukała w ciemne, drewniane drzwi, przypominając sobie, że dzwonek przy mieszkaniu państwa Havez nie działa już od dobrych kilku miesięcy. Przez wyjątkowo długą chwilę nie słyszała kroków żadnego z domowników. Zwykle otwiera jej mama Fede, gdyż chłopak nigdy nie wstaje na czas. Włoszka była dla niego pewnego rodzaju żywym budzikiem. Zaprze przychodziła pół godziny wcześniej, aby dopilnować, że zdąży na czas.
                Osobą , która stanęła w progu z pewnością nie była pani Havez. Kobieta sprawiała wrażenie bardzo młodej, ale pojedyncze zmarszczki na twarzy zdradzały, że nie jest już nastolatką. Miała na sobie błękitną koszulę wpuszczoną w granatowe spodnie i ciemne skarpetki.
– Dzień dobry. – wydukała Francesca i uśmiechnęła się niepewnie. Gest ten został odwzajemniony, ale Włoszka już w pierwszej chwili dostrzegła w uśmiechu kobiety nutę fałszywości.
– Przyszłaś do Federico? – zapytała spokojnie i bardzo uprzejmie. Wbrew pozorom, nie zrobiła na Francesce dobrego wrażenia. Nie wydawała się do końca naturalna, a Fran zwykle w takich okolicznościach miała dobre przeczucia.
– Tak, ale zakładam, że jeszcze śpi, więc po prostu pójdę i go obudzę. – zaproponowała i wskazała na schody po których wchodziło się, aby dotrzeć do pokoju chłopaka. Wykonała pierwszy krok w ich stronę.
– Nie śpi. – wytłumaczyła i zacisnęła chude, zimne palce na ramieniu Francesci. Wywołało to nieprzyjemny dreszcz, ale na twarzy kobiety szybko pojawił się uśmiech i poluźniła uścisk. Zaprowadziła Fran do salonu gdzie przebywał Fede z rodzicami.
                Chłopak był już prawie gotowy do wyjścia. Zdążył nawet podnieść grzywkę, a zwykle włosy doprowadzał do perfekcji w ostatniej chwili. Cała rodzina jadła wspólne śniadanie.
– Och, wybacz. Nie przedstawiłam się. Jestem Angie. – odparła, a Francesca zmarszczyła czoło, jak zwykle kiedy się zastanawiała. Włoch pomachał w jej stronę na przywitanie. Odpowiedziała delikatny uśmiechem i wypowiedziała ciche Dzień dobry w stronę rodziców Fede. Chłopak szybko wytłumaczył, że się śpieszy , zarzucił na siebie marynarkę i pospiesznie pożegnał z rodziną.
– Mamy jeszcze pół godziny. Co będziemy robić? – zapytała zaraz po wyjściu i założyła jasnobrązowy sweterek, który do tej pory trzymała przewieszony przez ramię.
– Rozmawiać. – odpowiedział beznamiętnie i skrzywił się, kiedy fala zimnego wiatru uderzyła w jego twarz.
– No tak, mamy coś do omówienia. – przyznała i potarła o zziębłe ramiona. Wychodząc z domu nie spodziewała się tak zimnej temperatury. – Co Angie robi w twoim domu?
– Żyje. – zaśmiał się i wepchnął dłonie do niewielkich kieszeni. Fran posłała mu znaczące spojrzenie. – To dobra przyjaciółka mojej mamy. Napisała do rodziców, że potrzebuje pomocy.
– I tak po prostu ją do siebie przyjeliście? Wiesz, że może okazać się potworną oszustką, która chce tylko wyciągnąć pieniądze. – ostrzegła go i podparła się pod boki. Chłopak zaśmiał się i objął ją delikatnie ramieniem, widząc, że drży z zimna.
– Spokojnie, rodzice ją znają. Przez jakiś czas będzie u nas mieszkać. – odparł i zapatrzył się w mocno rażące słońce. – Z córką. – dodał po chwili.
– Rozumiem. – odparła i żadne z nich nie podejmowało już tego tematu. 

☆☆☆

                Rose chwyciła szklany dzbanek wypełniony chłodną, owocową herbatą, którą zaparzyła kilka godzin wcześniej. Przelała ciemno czerwony napój do dwóch wysokich szklanek z wizerunkami bajkowych postaci i wetknęła do nich kolorowe słomki. Udała się do salonu gdzie na kanapie w milczeniu siedział Diego. Głowę miał opartą o dłonie, a nogi rozprostowane.
– Jak było w pracy? – zapytała i postawiła szklanki na stoliku przed chłopakiem. Sama usiadła obok niego i splotła nogi.
– Przyjemnie. – odpowiedział zagadkowo oraz zabrał się za opróżnianie naczynia. Po kilku ruchach wyciągnął plastikową rurkę i położył ją obok.
– Nie lubię jak taki jesteś. – oznajmiła i sama chwyciła swój kubek. Brat spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem, na co ona przybrała jeszcze poważniejszy wyraz twarzy. – Jakbyś nie mógł ze mną normalnie porozmawiać. – burknęła obrażona i splotła ręce na piersi. Diego zaśmiał się delikatnie.
– Co ja ci mogę powiedzieć? Nie działo się nic niezwykłego. – odparł i objął siostrę ramieniem. Ta tylko uśmiechnęła się tajemniczo.
– Nie wieżę ci. – stwierdziła, no co Hiszpan zaśmiał się jeszcze głośniej. – Musiałeś kogoś poznać! – zawołała z entuzjazmem i rzuciła się bratu na szyję.
– Co z twoim testem z historii? – zapytał nagle, a dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
– Nie zmieniaj tematu! – krzyknęła i odruchowo szturchnęła brata w ramię. – Nie wiem. Nie było jeszcze wyników. – poinformowała go wreszcie, ale szybko zreflektowała się i po raz kolejny poprosiła, aby on też opowiedział coś o swoim dniu.
– Poznałem kilku nowych ludzi. – wyznał w końcu i zerknął na ekran telefonu w celu sprawdzenia godziny. Za równe jedenaście minut rozpoczynała się emisja jego ulubionego teleturnieju.
– Cieszę się. – przyznała, rozprostowała nogi, a głowę oparła o bok sofy. Chwyciła ozdobioną komórkę i zaczęła przeglądać ostatnie wiadomości wymieniane z koleżanką. Rozmawiały głównie na temat projektu z przyrody, co przypomniało jej, że termin oddania prac mija za kilka dni, a ona jeszcze nie skończyła. Przez moment rozważała opcję popracowania nad nim, ale szybko zrezygnowała z tych zamiarów. Diego załączył telewizor, a Rose rzuciła się w oczy główna bohaterka pewnej telenoweli, za którą ostatnio przepadała.
– Zostaw. Lubię ten serial. – poprosiła, ale chłopak zignorował jej wypowiedź i przełączył na inny kanał. – Ej! – zawołała z pretensją głosie i szybkim ruchem ręki wyrwała Hiszpanowi pilota.
– Teraz ja oglądam. – oznajmił spokojnie i odebrał jej przedmiot.
                Rozpoczęła się zupełnie typowa dla tej dwójki walka o pilota. 

☆☆☆

                Wyszarpała zarysowaną kartkę z błyszczącego notatnika i cisnęła nią w głąb pokoju. Zamknęła zeszyt i wzdychając opadła na niepościelone łóżko. Notes spadł na ziemię strącając przy tym szklankę pełną porzeczkowego soku, którą wcześniej postawiła na panelach. Chwyciła się za głowę i kątem oka spojrzała na plamę formującą się na jasnym, puszystym dywanie. Jęknęła cicho.
– Ludmiła, musisz zacząć się pakować. – usłyszała i przekręciła głowę w stronę źródła dźwięku. Skrzywiła się na widok mamy, a kobieta westchnęła, gdy tylko dostrzegła plamę. Córa posłała jej pytające spojrzenie. Często komunikowały się bez użycia słów. W tym przypadku Ludmiła prosiła o rozwinięcie wypowiedzianego wcześniej zdania. – Przeprowadzamy się. Nie mówiłam ci? – dokończyła, a blondynka na dźwięk tych słów podniosła się gwałtownie.
– Co? – wydusiła ledwo słyszalnie i ponownie opadła na materac.
– Kochanie, wspomniałam, że podnieśli czynsz i musimy zatrzymać się u rodziny. – wyjaśniła i chwyciła córkę za dłonie. Uśmiechnęła się do niej ciepło i mocno do siebie przytuliła. W oczach Ludmiły zebrały się łzy. Nie miała najmniejszej ochoty na zmianę miejsca zamieszkania. Uwielbiała swój dom. Razem z mamą starannie dobierała każdy mebel i dodatek, a w urządzenie swojego pokoju włożyła mnóstwo serca.
                Gdy rozejrzała się po pomieszczeniu, każdy przedmiot mogła skojarzyć z jakimś pamiętnym wydarzeniem. Potężnego kaktusa dostała od koleżanki na trzynaste urodziny, a kilka miesięcy później strąciła go z półki podczas zabawy z młodszym synem znajomych mamy. Doniczkę posklejała bardzo dokładnie i po wypadku nie było większego śladu. Obok rośliny stało kilka ramek własnoręcznie ozdobionych różowym brokatem. W kilku z nich znajdowały się fotografie przedstawiające ją i mamę, a do innych włożono zdjęcia Ludmiły z przyjaciółmi. W jednej z ram widniał wizerunek uśmiechniętego mężczyzny, trzymającego na rękach małą, naburmuszoną blondyneczkę. Było to jej jedyne zdjęcie z tatą. W szufladzie obok leżały wszystkie notesy i szkicowniki, jakie zdążyła zapełnić w ciągu całego swojego życia.
– Dzisiaj? – wyszeptała, starając się zahamować słone krople spływające po policzkach. Otarła ciecz z twarzy i wykrzywiła usta. Zakryła buzię kaskadą blond włosów, które tego dnia wyjątkowo były wyprostowane.
– Moja ciocia zaproponowała, że możemy wprowadzić się już jutro. – oznajmiła z lekkim uśmiechem, podniosła się i zaczęła zwijać dywan, który w zaistniałej sytuacji nadawał się już jedynie do wyrzucenia. – Ma syna w twoim wieku, więc będziesz miała towarzystwo.  Poznałam go i jest bardzo miły. – dokończyła i wsadziła wykładzinę pod pachę. Ludmiłą głośno przełknęła ślinę.
– Dobrze, spakuję się. – zgodziła się i podniosła w celu zabrania jednego z pudeł, które dostrzegła na korytarzu.
– Na razie zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy. – usłyszała jeszcze i pokiwała głową. Uklękła na podłodze i zaczęła przekładać rzeczy do ogromnego, szarego kartonu.


Witam wszystkich! Chciałam tą notkę zadedykować ◤ karoluś. Dziękuję za cudowny komentarz pod "Słoikiem Serc"! Tym razem wyjątkowo udało mi się dotrzeć do was w terminie, co ostatnimi czasu było rzadkością. Jest to też jeden z nielicznych przypadków, kiedy jestem w miarę zadowolona z tego co publikuję. Postarałam się, aby ten rozdział był dłuższy i wyjątkowo napisałam cztery odrębne fragmenty. Moim zdecydowanym ulubieńcem jest ostatnia perspektywa, czyli coś o naszej kochanej Lu. Pojawiła się też nowa postać, Angie. Spostrzegawczych zapraszam na podstronę "Bohaterowie", gdzie może uda wam się dowiedzieć o niej coś więcej. 
Pora na odpowiedzi!
Pod rozdziałem niestety pojawił się tylko jeden, nie zbyt długi komentarz. trzymam kciuki, aby tutaj było lepiej. 
Fruits: Bardzo się cieszę, że znowu Cię u siebie widzę, bo jesteś jedną z ważniejszych dla mnie czytelniczek. Szkoda tylko, że nie udało ci się napisać nic więcej. Niemniej; dziękuję! 
Jeśli chodzi o miniaturkę nie mam większych zastrzeżeń jeśli chodzi o ilość komentarzy, bo szczerze mówiąc nie sądziłam, że komukolwiek się spodoba. 
Lily of the valley: Widzę kogoś nowego! Dziękuję za opinię, krótką lecz pozytywną i mam nadzieję, że następnym razem jednak wrócisz. Zauważyłam też, że jeszcze nie dodałaś się do obserwowanych, więc gorąco Cię do tego zachęcam. 
◤ karoluś.: Bardzo mocno dziękuję za wyczerpujący komentarz. Znowu pojawił się ktoś nowy i jestem z tego powodu ogromnie zadowolona. Zdobywanie czytelników jest jedną z najprzyjemniejszych części prowadzenia bloga. Muszę Ci się też przyznać, że sama nie mam pojęcia co dalej działo się z Natalką i Maxim. Może kiedyś powstanie coś na kształt drugiej części tej miniaturki. Mam już nawet coś w rodzaju pomysłu i nawet wybrałam piosenkę, która idealnie współgra. Teraz pozostaje tylko trzymać za mnie kciuki, żeby udało mi się ten plan doprowadzić do końca. 
Przyszła więc pora na odpowiedzi spod wczorajszej miniaturki. 
Szerlotka: Widzę kolejną nową osóbkę! Witam Cię serdecznie na moim blogu. Dziękuję za opinię. Pisałaś też, że nie wiesz czy Naty i Lena są siostrami. Otóż w pewnym momencie Lena pisze: "Siostrzyczko, co się ze mną dzieje?". Tak więc, dziewczyny są siostrami. Wspaniałe zakończenie wymyśliłaś. :-) Ja bym pewnie postawiła na coś bardziej skomplikowanego. 
Maja Ferro.: Ciągle na ciebie czekam! 
Jeszcze raz dziękuję wszystkim czytelnikom! 

A ♥♥♥ (Wracam do starych nawyków. :-) Kto wie, może te serduszka przynosiły mi szczęście?)

PS. Ktoś zwrócił uwagę na mojego ulubionego gifa u góry? Maddie jest niesamowita! ♥
PS2. Wy też macie taką depresję po 40 odcinku? Jakim prawem rozwalają Fedemiłe i Diecesce i jeszcze każą nam czekać cztery tygodnie na dalszy rozwój akcji!?

sobota, 14 lutego 2015

Miniaturka Druga: Spotkanie w Mediolanie



Tytuł: Spotkanie w Mediolanie
Autorka: A
Gatunek: Romans, Fanfiction, List, Komedia (?)
Fandom: Serial „Violetta”
Para: Lena & Leon
Ilość słów: 892
Legenda: -

                Droga Natalko! Pewnie trzymając ten list w ręku zastanawiasz się, cóż takiego podkusiło mnie aby takowy napisać. Podejrzewam, że w twojej głowie pojawia się teraz mnóstwo innych opcji na skontaktowanie się z tobą. Nie znamy się dobrze, ale jestem pewna, że ty też postrzegasz mnie jako osobę nieco nie konwencjonalną.
                Przejdźmy więc do sedna sprawy.  W moim do tej pory nie skomplikowanym i zwyczajnym życiu zaszły pewne znaczące zmiany, a jesteś jedyną osobą, która pojawia się w moim umyśle, jeśli próbuję znaleźć wyjście z jakiejś sytuacji. Wydajesz się być bardzo dobrym doradcą.
                Kilka dni temu wróciłam z wycieczki do bardzo malowniczego miasta jakim jest Mediolan. Pewnie pomyślisz sobie, że zwiedzanie tak pięknego kraju jak Włochy, musiało być cudowne. Otóż tak, pierwsze trzy dni były wręcz niesamowite. Zwiedziłam prawie całe miasto i dawno tak dobrze się nie bawiłam. Nawet to, że przebywam w nieznanym mieście sama jak palec, bo nikt z moich znajomych nie miał ochoty na wyjazd ze mną, nie zepsuło mi humoru.
                Jednak czwartego dnia, podczas spaceru po moim ulubionym rynku, poczułam nagłą ochotę na śpiewanie. Niewiele się zastanawiając zaczęłam nucić jedną z twoich piosenek, którą zapamiętałam z naszego jedynego spotkania. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego samotna nastolatka śpiewająca w miejscu publicznym nie pozostała włoskim przechodniom obojętna.  Kilka osób biło mi brawo, grupa młodzieży zaczęła podrygiwać w rytm muzyki, a jeszcze inni spoglądali na mnie z politowaniem, czym oczywiście się nie przejęłam. Wreszcie podszedł do mnie niski mężczyzna w lekko pomiętym garniturze i przedstawił się jako producent muzyczny. Pewnie nie uwierzysz, ale zaproponował mi współpracę! Na tę wiadomość w duchu skakałam ze szczęścia, ale nie dałam tego po sobie poznać i odpowiedziałam, że się zastanowię. Oczywiście, wreszcie się zgodziłam.
                Niestety nie wszystko okazało się być tak piękne, jak początkowo sądziłam. Kiedy następnego dnia znalazłam się w studiu nagraniowym, pojawił się ten sam mężczyzna i przestawił mi chłopaka, a którym miałam zaśpiewać piosenkę. Wreszcie wytłumaczono mi, że mam być jedynie dodatkiem na jego debiutanckiej płycie. Przyjęłam to spokojnie, bo nie liczyłam na nic większego, ale poczułam się lekko urażona, że wcześniej nie zdradził mi szczegółów.
                Kiedy mężczyzna oznajmił, że jest gdzieś pilnie potrzebny i zaraz do nas wróci, wreszcie miałam chwilę czasu, aby przyjrzeć, żeby przyjrzeć się temu artyście, z którym miała współpracować. Miał na sobie kraciastą koszulę, a włosy pozostawione w nieładzie. Uśmiechał się do mnie szarmancko, jakby próbował zwrócić na siebie uwagę. Przeszło mi przez myśl, że wypadałoby się sobie przedstawić i jakoś lepiej poznać, zanim zaczniemy razem śpiewać, ale w tym momencie do pomieszczenia z powrotem wpadł producent i szybko pociągnął nas za sobą.
                Piosenka, którą mi przedstawił okazałą się nie być aż taka zła, jak przypuszczałam, patrząc na tego chłopaka. Najwyraźniej to nie on był jej autorem. Wyglądał na typowego lalusia, który potrafi jedynie ładnie wyglądać, uśmiechać się i poruszać ustami w rytm muzyki. Nawet nie wiesz jak bardzo się myliłam. Wiem co teraz myślisz. Nie, nie okazał się być moim księciem z bajki, ale z pewnością był w stanie zrobić coś więcej. Miał niezwykły talent do wyprowadzania ludzi z równowagi. A przynajmniej mnie denerwował.
                Kiedy już zaczęliśmy śpiewać, miał mnóstwo uwag do mojego wykonania, chociaż sam nie śpiewał jak słowik. Ciągle nazywał mnie „księżniczką” i nie wykazywał żadnej chęci poprawy swojego stosunku do mnie. Bez przerwy coś mu nie pasowało. Od ułożenia mikrofonu, przez tekst piosenki, do mojej interpretacji utworu. Wież przecież, że mnie bardzo łatwo jest rozdrażnić. Wyobrażasz sobie, że musiałam spędzić w jego towarzystwie kolejne kilka dni?!
                Niestety, dalej było już tylko gorzej. Nawet jego najdyskretniejsze krzywe spojrzenie zaczęło mnie drażnić. Codziennie liczyłam godziny do końca nagrań, a nocami załamywałam się, że rano znowu będę musiała się z nim zobaczyć.
                Po pięciu dniach nieziemskiej udręki, wreszcie mogłam z zadowoleniem stwierdzić, że to koniec tego koszmaru. Nie uwierzysz, co wtedy zrobił! Zaprosił mnie na randkę! Tak, zapytał czy nie wybrałabym się z nim na kawę. Jak pewnie już się zdążyłaś domyślić, w pierwszej chwili mu odmówiłam, jednak ten natręt chodził za mną przez następne pół godziny i proponował wyjście. Wreszcie, dla świętego spokoju, zgodziłam się.
                Kawiarnia, do której mnie zabrał, nie była jakoś specjalnie wystawna czy wyjątkowo przytulna. Wybraliśmy się do raczej nie wyróżniającej się, zwyczajnej restauracji. No ale czego się można było spodziewać po kimś takim jak Leon. Wspomniałam już, że ma na imię Leon? Nie? W takim razie, teraz to robię.
                Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że z tym człowiekiem można normalnie porozmawiać. Okazało się, że mamy kilka wspólnych tematów i, wbrew pozorom, całkiem podobne poglądy na świat. Spędziliśmy przy tej kawie kilak godzin, a w tym czasie moje zdanie na jego temat diametralnie się zmieniło.
                Odprowadził mnie do domu i podał swój numer. Tak, podał mi swój numer! Niestety (A może stety?, kilkanaście godzin później odlatywał mój samolot do Barcelony. Nawet się z nim porządnie nie pożegnałam i tak po prostu wróciłam do domu. A teraz dumam nad tą pomarańczową karteczką i zastanawiam się co powinnam zrobić. Część mnie ciągle uważała go za płytkiego palanta. Wiesz, jak ważne jest dla mnie pierwsze wrażenie. Mimo to, ciągle miałam przed oczami jego słodki uśmiech, kiedy opowiadał mi o swoim wiernym przyjacielu, czyli kilkuletnim owczarku niemieckim. Siostrzyczko, co się ze mną dzieje!?
                Proszę, doradź mi! Zgaduję, że twoje doświadczenie w takich sprawach jest nie co większe. Chociaż nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. W każdym razie, czekam na jakiś odzew z twojej strony.

Tęsknię,
Lena

Wesołych walentynek! Tą miniaturkę dedykuję: Mai Ferro., Fruits, Oli Ferro, Ellie Pasquarelli, Aggie, Lily of the valley◤ karoluś., czyli wszystkim, którzy do tej pory komentowali. W tym roku postawiłam na napisanie czegoś bardziej z humorem i nie typowo walentynkowego. Dlaczego wybrałam akurat tę parę? Kiedyś czytałam coś właśnie o tej dwójce i bardzo się za nimi stęskniłam, a chyba nikt więcej o nich nie pisze. W każdym razie, jeśli znacie jakiego bloga gdzie występuję ta para, podajcie w komentarzach, bo muszę przyznać, że ostatnio są moimi ulubieńcami. List powyżej wydaje mi się jakby wyrwany z jakiegoś dłuższego opowiadania. Nie mamy informacji co działo się wcześniej, ani jak dalej potoczyła się znajomość Leny i Leona. Musi tu podziałać wasza wyobraźnia! Czuję też, że zepsułam końcówkę, więc na opinii o niej zależy mi najbardziej. 
Na komentarze odpowiem pod rozdziałem, gdyż nie mam na to ani siły, ani ochoty, a zależy mi aby te odpowiedzi były w miarę porządne. :-)
Następny rozdział w niedzielę! 

A

środa, 11 lutego 2015

Konkurs - miniaturka/one shot/one part

Post nie planowany, raczej spontaniczny, ale od dawna mam ochotę na zorganizowanie czegoś podobnego, a dzisiaj nadarzyła się idealna okazja.

Aby wziąć udział w konkursie, należy napisać miniaturkę/one parta/one shota i wysłać go na email podany w zakładce „Kontakt”.

Regulamin:
  1. Długość pracy jest zupełnie dowolna. Wolałabym jednak aby praca nie była wyjątkowo krótka czy zajmowała kilkanaście stron. Jeśli zdołacie zmieścić piękną historię w trzystu znakach – proszę bardzo. Jeśli wyślecie coś wyjątkowo długiego – sprawdzanie i ocenianie może zająć mi troszkę więcej czasu, ale postaram się przeczytać wszystko.
  2. One shoty nie mają daty ważności, więc nie musicie niczego na świeżo pisać. Praca może być też publikowana wcześniej na blogu.
  3. Możecie napisać o dowolnej parze lub postaci. Chętnie przeczytam coś nie związanego z „Violettą”. Proszę jednak o nie wysyłanie prac o innym serialu czy gwiazdach. Jeśli nie piszecie o „Violettcie” – stwórzcie coś swojego.
  4. Gotową miniaturkę wysyłacie na maila podanego w zakładce „Kontakt”, a pracy nadajecie tytuł „Konkurs”.
  5. W razie jakichkolwiek wątpliwości możecie skontaktować się ze mną za pomocą różnego rodzaju komunikatorów. Moje konta również podane są w zakładce „Kontakt”.
  6. Termin nadsyłania prac mija 8 marca 2015 r.
  7. Proszę dołączanie prac w załączniku, a nie wklejanie ich bezpośrednio do maila.
  8. Poinformujcie mnie w komentarzu jeśli wysyłacie pracę. Będę mogła w ten sposób zweryfikować czy wszystko do mnie dotarło.


Przewiduję nagrody, ale na obecną chwilę są niespodzianką.

Jeżeli zapomniałam o czyś wspomnieć to z góry przepraszam. Piszcie w komentarzach lub skontaktujcie się ze mną w inny sposób.

Jeśli w konkursie nie weźmie udział co najmniej pięć osób, termin zostanie przedłużony lub konkurs zostanie odwołany.

Teraz jeszcze tak jakoś mniej oficjalnie:
Kochani, piszcie, wysyłajcie i czekajcie na nagrody! Zaglądnijcie do terminarza, bo nastąpiły w nim znaczące zmiany. Proszę też o komentarze pod ostatnim rozdziałem i miniaturką. Bardzo mi zależy na waszej opinii.
Mam nadzieję, że ktoś skusi się na nagrody „niespodzianki”! (Tak naprawdę nie mam jeszcze pojęcia jak nagrodzić zwycięzców, ale ciii!)
Dziękuję za wyświetlenia, komentarze i wszystko inne! Kocham was!


A

poniedziałek, 9 lutego 2015

Miniaturka pierwsza: Słoik serc


Tytuł: Słoik serc
Autorka: A
Gatunek: Romans, Fanfiction, Songfic
Fandom: Serial „Violetta”
Piosenka: „Jar Of Hearts” Christina Perri
Para: Natalia & Maxi
Ilość słów: 1061 (Razem z testem piosenki)
Legenda: Tekst pogrubiony i rozstrzelony to słowa piosenki.

Nie mogę wykonać kolejnego kroku w twoją stronę
Bo wszystko co tam czeka to żal

                Dostrzegł ją siedzącą na ławce. Machała wesoło nogami i uśmiechała się w stronę słońca. Wyglądała beztrosko, niczym małe dziecko, które chwilę temu dostało dużego i bardzo słodkiego lizaka. Nikt nie mógł stwierdzić, że chwilę temu straciła miłość swojego życia. Gorące łzy w oczach były niedostrzegalne, a uśmiech na twarzy wydawał się całkiem szczery.
„Dlaczego nie cierpi?” Odezwał się cichy głos w jego głowie. Rozmasował skronie i skrzywił się próbując pozbyć się tego przedziwnego uczucia. Jeszcze raz spojrzał w jej stronę. Chciał podbiec, powiedzieć, że wybacza i powrócić do normalnego, szczęśliwego życia. Jednak nie mógł wykonać kroku w jej stronę.

Czy wiesz, że nie jestem już twoim duchem?
Straciłaś miłość, którą kochałem najbardziej.

                Odszedł powoli, a gorzkie łzy ograniczały mu widoczność i nie pozwalały zapomnieć o bólu jaki został mu zadany. Chciał krzyczeć. Pragnął aby zobaczyła jak bardzo mu zależy. Powinna zrozumieć co straciła. Nie była jeszcze tak daleko. Usłyszałaby.
– Straciłaś moją miłość. – wyszeptał i zacisnął dłoń. Skłamał. Pomimo tych wszystkich kłamstw, ciągle ją kochał.

Myślisz, że niby kim jesteś?
Biegasz dookoła zostawiając blizny

                Stanął kilka kroków przed nią i chwycił jej chłodne ramiona. Odwróciła nerwowo głowę i wymusiła delikatny uśmiech. Wbił wzrok w swoje stopy i zacisnął usta w bardzo wąską, prawie nie widoczną linię.
– Wybaczysz mi? – zapytała niepewnie i uśmiechnęła się szerzej. Chwyciła jego drżącą dłoń i otarła łzę z lewego policzka. Odsunął się i rozchylił usta. Nie miał pojęcia jak powinien postąpić. Zraniła go. Nie zasługuje na  drugą kolejną szansę. Jednak ciągle ją kochał, więc nie był w stanie tego wypowiedzieć. Wyszedł bez słowa, trzaskając głośno drzwiami.

Zbierasz serca w słoiku
Rozrywasz miłość na strzępy

                Chwycił telefon i zacisnął go mocno w prawej dłoni, powstrzymując łzy. Wybrał numer Natalii i przez kilka chwil balansował drżącym palcem wskazującym nad zieloną słuchawką. Bardzo pragnął usłyszeć jej głos, nawet jeśli miałaby to być jedynie formułka poczty głosowej nagrana kilka lat wcześniej. Gdyby odebrała, pewnie rozłączył się po którymś z kolei „Halo?”. Miał jej bardzo dużo do przekazania, ale nie potrafiłby wypowiedzieć nawet słowa.  
„Cześć, tu Natalia! Nie mogę teraz odebrać, więc zostaw wiadomość.”
– Kocham cię.

Przeziębisz się
Lodem ze swojej duszy

                Uśmiechnął się szeroko i ścisnął dłoń dziewczyny. Oparła głowę na jego ramieniu. Spojrzał prosto w oczy Natalii i spróbował wyczytać z nich cokolwiek. Była zupełnie obojętna. Jakby nie przejmowała się tym co dzieje się teraz z jej najlepszą przyjaciółką.
– Nie uważasz, że powinnaś z nią porozmawiać? – zapytał i złapał Hiszpankę za ramiona, przekręcając w swoją stronę.
– Nie. – odpowiedziała stanowczo i rozluźniła atmosferę słodkim uśmiechem. – Najważniejsze, że mamy siebie, prawda?
– Tak. – potwierdził i objął Natalkę ramieniem, wtulając twarz w jej miękkie, pachnące pomarańczą włosy.

Nie wracaj po mnie
Myślisz, że niby kim jesteś?

                Zapukała w potężne drzwi z jasnego drewna i przeskoczyła z nogi na nogę, oczekując reakcji. Drzwi nawet nie drgnęły. Spróbowała jeszcze raz i kolejny, i piąty, dziesiąty. Cisza. Z pomieszczenia nie dobiegały żadne głosy. Nikt się nie śmiał, nie oglądał telewizji. Mama Maxiego nie wołała go aby otworzył drzwi, gdyż ona jest zajęta, a chłopak nie odkrzyknął jej, że zaraz zejdzie. W tym domu zawsze było tak wesoło.
– Co się z tobą stało, Maxi? – zapytała i ukryła twarz w dłoniach. Długo czekała na odpowiedź, chociaż wiedziała, że nikt nie słyszał jej wołania. – Co się z nami stało?

Słyszę, że pytasz wszystkich dookoła
Gdzie można mnie znaleźć

                Pobiegła do parku i rozejrzała się po okolicy. Rozpaczliwie go szukała. Wiedziała, że co wieczór przychodził nad jezioro, zadał na tej samej ławce i grał na rozstrojonej gitarze. A ona kochała siadać obok i słuchać tej wyjątkowo pięknej melodii. Tym razem, ławka była pusta. Usiadła na jej brzegu i przejechała dłonią po napisie wyrytym na spodzie zewnętrznej deski. „N+M” Łzy zebrały się w jej dużych oczach. Pojedyncza kropla słynęła po policzku. Otarła ją razem ze wspomnieniami, podniosła się i odbiegła.
„Przepraszam, nie widziała pani chłopaka w kolorowej czapce, bluzie, z kręconymi włosami. Nie widziała pani? Na pewno pani widziała! Proszę!”

Ale teraz jestem zbyt silny
Aby powrócić w twoje ramiona

                Szybko podążała w jego stronę potykając się i depcząc własne stopy. Poczuła ból w lewej kostce i szybko zdała sobie sprawę, że zraniła się o wystającą gałąź. Zapłakała cicho.
– Maxi, wybacz mi! Potrzebuję cię! Proszę! – wołała rozpaczliwie. Zdała sobie sprawę, że bez niego w pobliżu nie jest wstanie funkcjonować tak jak kiedyś. Kiedy był przy niej nie czuła się wyjątkowa. Wcześniej wydawało się, że jego obecność nic nie zmienia. Nie widziała się z nim od prawie miesiąca. Nigdy w życiu tak nie cierpiała.

Zajęło mi to zbyt długo, aby znów czuć się dobrze
Pamiętaj jak przywracać światło w moich oczach

                Nie odwrócił się. Zignorował głośne krzyki, prośby i błagania. Teraz był silniejszy. Nie potrzebował jej. Czuł, że nigdy więcej nie pozwoli się skrzywdzić. Nie chciał nabrać się na jej ciepły uśmiech i słodkie słowa. Dlaczego była aż tak dobrą aktorką?
– Kocham cię! – dotarło do jego uszu i zatrzymał się na moment. Pragnął uwierzyć, że to kłamstwo. Okropne kłamstwo.
– Ja ciebie też. – wyszeptał, ale Natalia opadła na ziemię ze zmęczenia kilka metrów wcześniej, więc nie mogła tego słyszeć.

Chciałbym zapomnieć o naszym pierwszym pocałunku
Złamałaś wszystkie obietnice

                Skupił wzrok na jej połyskujących w świetle księżyca oczach. Usta balansowały pomiędzy słodkim uśmiechem, a gorzkim grymasem.  Przybliżył się do jej twarzy i włożył dłoń na ciepłym policzku. Zmrużył oczy, aby przyglądnąć się jej twarzy. Była piękna, jak zawsze. Oczy miała wyjątkowo duże, czekoladowe, a wargi drobne, jasnoróżowe.
– Kocham cię. – wyszeptał prosto w jej usta i dotknął ich delikatnie swoimi. Oparł ich czoła o siebie i poczuł jej ciche westchnienie na swojej skórze.
– Ja ciebie też. I nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Obiecuję. – skłamała i pogłębiła pocałunek.

Teraz wróciłaś
Nie odzyskasz mnie

                Złapała jego drżącą dłoń i przyłożyła do twarzy. Zamknęła oczy i pozwoliła otrzeć łzę z policzka. Przysunęła się bliżej i złożyła na jego mokrym policzku gorący pocałunek. Przytuliła się do jego rozgrzanego ciała i mamrotała coś cicho, ale słowa nie mogły dotrzeć do uszu chłopaka. Odsunął się, ułożył dłonie na jej zimnej twarzy.
– Wybacz mi. – zrozumiał wreszcie i przymknął oczy, wzdychając głośno. Marzył aby ponownie poczuć smak jej niedużych ust, pomarańczowy zapach ciemnych loków. Tak bardzo pragnął wypowiedzieć te ciche „Wybaczam.”. Przybliżył się do jej ust i pogłaskał policzek. Wycierał kolejne łzy pojawiające się na jej skórze. Musnął jej wargi i uśmiechnął się delikatnie.
– Wybaczam. – wymamrotał i znowu ją pocałował.  


Wybaczcie, że znowu przychodzę z opóźnieniem i nie z rozdziałem, ale chce go porządnie dokończyć, więc pomyślałam, że w zamian mogłabym dla was napisać jakąś miniaturkę. Ta powstała w zasadzie wczoraj, a dzisiaj naniosłam jeszcze kilka poprawek. Nie jestem z tego tak do końca zadowolona, ale wydaje mi się, że nadaje się do opublikowania. Chciałam napisać coś innego. Trochę brakuje mi pisania o Naxi i pomyślałam, że dawno nie czytałam niczego gdzie to dziewczyna rani chłopaka, więc stworzyłam coś takiego. Chronologia jest troszkę zaburzona, ale chyba jesteście w stanie to wszystko poukładać w odpowiedniej kolejności. Tekst piosenki trochę zmieniony przeze mnie. Myślę, że nie ma sensu odpowiadać na komentarze, bo nikt z was właściwe się nie wypowiedział. Mam nadzieję, że pod tą notką będzie lepiej.



Ps. Bardzo dziękuję za pierwsze 1000 wyświetleń! Kocham was! 

środa, 4 lutego 2015

Rozdział czwarty: Historia pewnego motylka


"Jeśli kiedykolwiek utkniesz w środku morza,
przepłynę cały świat aby cię znaleźć"
~ Count On Me

                Sebastianie, razem z resztą nauczycieli zdecydowaliśmy, że to właśnie ty będziesz reprezentował naszą szkołę na tegorocznym konkursie. Te słowa dudniły w jego głowie od dobrych kilku dni. Nienawidził zawodów, konkursów czy innych tego typu konkurencji. Jego zdaniem ograniczały wyobraźnię, a tematy narzucane przez organizatorów były zwykle wyjątkowo szablonowe. Nawet jeśli perspektywa bezkarnego opuszczenia kilku lekcji była wyjątkowo kusząca, długo zastanawiał się, czy nie zrezygnować z propozycji.
– Cieszę się, że znowu się spotykamy. – usłyszał lewym uchem i gwałtownie odwrócił głowę. Na krześle obok siedziała dziewczyna, zabawnie bawiąca się blond lokiem. Sebastian uśmiechnął się ledwo zauważalnie i powrócił do mieszania gorącej kawy z ogromną ilością cukru. Kawę. Z mlekiem. Bez cukru. – Co tu robisz? Nie wyglądasz na wielbiciela sztuki.
– Nie? Widzisz, pozory mylą. – odparł i upił łyk brązowej cieczy, która niebezpiecznie balansowała przy krawędzi filiżanki. – A ty, myślisz, że jesteś dobra? Uważasz, że masz szansę pokonać tych wszystkich utalentowanych ludzi?
– Tak. – odpowiedziała pewnie, na co Sebastian zaśmiał się krótko.
– Wiesz, ty też nie wyglądasz na urodzoną artystkę. – podsumował i wsypał do napoju kolejną porcję słodkich kryształków. Dziewczyna spuściła głowę i przez moment wpatrywała się w swój strój. Faktycznie, ubrała się bardziej jak na pokaz mody niż zawody plastyczne, podczas których niezmiernie łatwo o ubrudzenie się. Kaszmirowy sweterek nie przeżyłby bliskiego spotkania z farbą, a na jasnych spodniach z pewnością pozostałaby plama.
– Pokarzesz mi swoją pracę? – zaproponowała, a na jej twarzy pojawił się, jakby wymuszony, uśmiech. Chwyciła jedno z cynamonowych ciasteczek pozostawionych przez organizatorów przy każdym stoliku.
– Taka wielka artystka jak ty chce oglądać moje dzieło? – zaśmiał się, a Ludmiła zdziwiona rozchyliła usta i odłożyła słodki przysmak na blat, nie zwracając uwagi na to, że stolik nie jest zbyt czysty. 
– Nie mówiłam, że jestem wielką artystką. – wyjaśniła, układając drobne dłonie jedną na drugiej. Poprawiła niesforny kosmyk blond loków i przygryzła bladą wargę. Sięgnęła po nowe ciasteczko i od razu odgryzła spory kawałek,
– Przynajmniej nie będzie tu tak nudno jak myślałem. – stwierdził i uśmiechnął się dziwnie. Dziewczyna przyglądała się mu, mrużąc nerwowo oczy.
– Co masz na myśli?
– Rzecz jasna to, że będę miał z kim porozmawiać. – wyjaśnił, chociaż nie do końca to miał na myśli. Uznał, że specyficzny charakter blondynki dostarczy mu tego dnia odrobinę rozrywki.
– Oczywiście. Zapewniam cię, że będziemy mieli bardzo wiele tematów do rozmów. – odpowiedziała i ponownie zmrużyła oczy, niszcząc przy tym delikatnie swój perfekcyjny makijaż.
– Jeśli tak uważasz, zaproponuj coś. – odparł i dokończył swoją kawę. Odstawił filiżankę i oparł dłonie o blat.
– Już to zrobiłam. – stwierdziła, kręcąc zabawnie, niczym bezwiednie głową. Sebastian zmarszczył czoło, jakby nie do końca wiedział o czym mówi Ludmiła. – Chciałam żebyś pokazał mi swoją pracę. 
– Skoro nalegasz. – uśmiechnął się zagadkowo i chwycił dłoń dziewczyny. Przeszył ją przyjemny dreszcz. Chwyciła torebkę i pozwoliła poprowadzić się w stronę jednej z wystaw. 
                Zobaczyła parę zupełnie różnych dzieł. Kilka rzeźb i więcej obrazów. Jednak nie znała Sebastiana na tyle dobrze, aby bez podpowiedzi stwierdzić, którą wykonał właśnie on. Mimo to, jej największą uwagę zwrócił model starodawnego samochodu. Od dawna intrygowały ją prace przedstawiające przeszłość. 
                Chłopak wskazał palcem na pierwszy obraz do lewej. Przedstawiał grupę uśmiechniętych ludzi, pewnie przyjaciół, dwóch chłopaków i dziewczynę, na dziwnym, nie pasującym, krwisto czerwonym tle. Był namalowany bardzo profesjonalnie. Zrobił na dziewczynie delikatne wrażenie, ale sama nigdy by podobnego nie namalowała, czy nawet nie powiesiła na ścianie.
- Nie rozumiem. Mieliśmy przedstawić  naszą pasję. – oznajmiła i założyła ręce na piersi. Przekrzywiła głowę w prawo i przyglądała się dziełu charakterystycznie mrużąc oczy.
- Ja też nie mam pojęcia jaki jest sens tego tematu. Skoro sztuka jest moją pasją, dlaczego mam interpretować inną pasję? – wypowiedział i ponownie się uśmiechnął. – Teraz twoja kolej. Pokarz mi co ty stworzyłaś. – zmienił temat, ale dziewczyna odeszła w swoją stronę nawet się nie żegnając.          

☆☆☆


                Wmaszerował do nie zatłoczonej jeszcze kawiarni, a za nim do poniszczenia wleciał malutki motylek, który zdawał się śledzić go odkąd wyszedł z mieszkania. Chłopak nie zdążył mu się dokładnie przyjrzeć, ale już jakiś czas temu dostrzegł owada. Uśmiechnął się do dziewczyny, siedzącej na jednym z bardzo wysokich, czarnych, połyskujących krzeseł, którą poznał poprzedniego dnia i przywitał się z nią. Zajął miejsce na siedzeniu obok i rozpoczął wędrówkę wzrokiem za bez przerwy poruszającym się motylkiem.
                Owad posiadał parę delikatnych, przeźroczystych, jakby nieznacznie zabarwionych na różowo skrzydeł i ciemno czarny tułów. Diego przez moment wydawało się, że zostawia za sobą różowawe iskierki, ale szybo przyporządkował ten obraz do wytworów swojej wyobraźni. Włoszka również obserwowała motyla.
– Wiesz, że motyle symbolizują szczęście? – zapytał, nie zaprzestając wpatrywania się w delikatnego owada, który przemieszczał się po pomieszczeniu.
– Tak? – zaciekawiła się i również podążała wzrokiem za przeźroczystymi skrzydełkami.
– Może. Zmyśliłem to. – odparł, a dziewczyna zachichotała bezgłośnie, zakładając za ucho kosmyk włosów prostych jak druty i ciemnych niczym węgiel. A węgiel to przecież nieoszlifowany diament. Oczy też miała takie. – Nikogo jeszcze nie ma? – zapytał i rozejrzał się po kawiarni.
– Natalia jest na zapleczu. – wyjaśniła.
– Natalia? – dał jej do zrozumienia, że nie wie kogo ma na myśli.
– To narzeczona Leona. Pomaga mu. – wyjaśniła, chwyciła w dłoń pukiel włosów i zaczęła zakręcać go na palcu wskazującym.
– A Leon? Kiedy będzie? Zaraz mam zaczynać, a nie do końca wiem jakie jest moje zadanie. – odparł, odsłaniając szereg białych zębów. Motyl przefrunął przed ich twarzami i zahaczył o nos Włoszki malując na jej twarzy nieznaczny uśmiech.
– Pójdę go poszukać. – oznajmiła, podniosła się i potruchtała na zaplecze. Postanowiła, że rozejrzy się też za Federico. Seba zapowiedział, że będzie później, ale Włoch powinien być na miejscu już prawie pół godziny temu. Po raz kolejny doszła do wniosku, że chociaż uwielbia tą dwójkę, to w żadnym wypadku nie można na nich polegać.
– Widziałaś Leona? Przyszedł nowy pracownik. – zapytała bez przywitania., jednak szybko zreflektowała się i wypowiedziała ciche Cześć. Ciągle rozglądała się i pomieszczeniu i wypatrywała Federico.
– Pewnie jest jeszcze na górze. Przekażę mu, że jest potrzebny. – odpowiedziała nie zważając na delikatne roztargnienie Włoszki. Zauważyła brak Federico, a wiedziała, że dziewczyna zwykle denerwuje się kiedy jej przyjaciele nie przychodzą na czas.
                Siedział na krześle, przy barze gdzie zostawiła go Francesca. Ciągle wodził wzrokiem za tym dziwnie połyskującym owadem. Wreszcie zniknął z zasięgu jego spojrzenia. Wtedy pojawił się Leon, który wyjaśnił, że Diego będzie zajmował się kasą i sprzedawaniem napojów w butelkach i puszkach. Upewnił się jeszcze, że wszystkie formalności są uzgodnione i wrócił do mieszkania, które od kawiarni dzieliły tylko metalowe schody. Natalia podążyła za nim.
– Gdybyś miał jakieś wątpliwości, pytaj Francesci lub Maximiliano, naszego kucharza. – zawołał i zniknął z pola widzenia. Diego założył swój uniform i stanął za ladą.
– Gdzie nasz motylek? – zapytała Francesca ze smutkiem w głosie. Chwyciła z najbliższego stolika klika szklanek pozostawionych przez gości, którzy wyszli chwilę temu. Podążyła w stronę kuchni.
– Niestety, odleciał. Najwyraźniej wystraszył się naszego szefa. – usłyszała jeszcze i zaśmiała się cicho. Diego zawtórował jej. 
☆☆☆

                Zacisnęła palce na materiale błękitnej, lekko pomiętej spódnicy. Powoli zamknęła oczy i oparła głowę o kremową kanapę. Zawinęła na palcu ciemnego loka i westchnęła cicho.
– Jestem zmęczona. – oznajmiła i przekręciła twarz w stronę Leona, który nerwowo stukał w klawisze.
– Czym? – zapytał i zaprzestał uderzania w klawiaturę. Ujął jej zimną dłoń i spojrzał w wyblakłe tęczówki.
– Dorosłym życiem. – wytłumaczyła, wyrwała dłoń z uścisku i dotknęła nią rozgrzanego czoła.
– Wiesz, że Sebastian nie poradzi sobie sam. – odparł, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.
– Twoi rodzice wyznaczyli nam bardzo trudne zadanie. – westchnęła i oparła głowę na jego silnym ramieniu. Objął jej drobne ciało i przytulił do siebie.
– Wiesz, że tego nie planowali. – wyszeptał tak cicho, że gdyby Natalia nie znajdowała się ta blisko z pewnością by go nie usłyszała. Kobieta wyprostowała się i dostrzegła kilka łez zbierających się w oczach ukochanego.
– Wybacz, nie powinnam ci o nich przypominać. – przeprosiła równie cichutko. Przysunęła głowę bliżej tak, że stykali się czołami.
– Przecież tu nie chodzi o to żeby zapomnieć. – wytłumaczył i ucałował jej usta pokryte malinowym błyszczykiem. 
– Nie? W takim razie co powinieneś zrobić? – zapytała, kierując dźwięk prosto w usta mężczyzny, od których dzieliło ją tylko kilka centymetrów.
– Sam chciałbym wiedzieć. – przyznał i mocno przytulił do siebie Natalię. – Chodźmy już. Seba zaraz wróci z tego swojego konkursu. Musimy się dowiedzieć jak mu poszło.  oznajmił i poprowadził Hiszpankę w stronę schodów. 


Wybaczcie, że z takim opóźnieniem, ale jak już wspomniałam byłam chora (Właściwie nadal jestem, ale przez weekend jedynymi moimi zajęciami było spanie, leżenie w łóżku i oglądanie telewizji) i chciałam ten rozdział dobrze dopracować, więc właściwie dzisiejszy dzień poświęciłam na dodawanie różnego rodzaju poprawek. W dzisiejszych komentarzach podajcie swoje blogi, bo zaczęłam ferie i mam trochę więcej czasu na czytanie. Dziękuję wszystkim za ostatnie wpisy i byłabym bardzo szczęśliwa gdyby pod tym rozdziałem liczba komentarzy podskoczyła do czterech. W szczególności czekam na Fruits, która coś mi przecież obiecała. :-) 

Anonimowy: 
Bardzo dziękuję! Może następnym razem się podpiszesz? 

Aggie:
Dziękuję! ♥ Oczywiście, że się nie obrażę. :-) Czcionkę troszkę powiększyłam i mam nadzieję, że teraz jest wygodniej. Czekam na twój wpis tutaj! 

Ola Ferro:
Dziękuję. :-) Nie lubię spisów opowiadań, ale może kiedyś... Cieszę się, że podałaś urodzinki. Mam nadzieję, że pod czwóreczką też skomentujesz. :-)

Jak widzicie okazało się, że nie dość, że mam anty-talent do pisania komentarzy, to w odpowiadaniu na nie też nie jestem najlepsza.  

A

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic *header*