wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział trzeci: Bardzo słodka kawa


"Byłem sam kiedy przyszłaś
I uratowałaś mnie"
~ Happines

                Długi korytarz, który został urządzony w bardzo starodawnym stylu, od zawsze wydawał się Diego wyjątkowo bezosobowy. Jedna ze ścian stanowiła tło dla rzędu identycznych drzwi, które w żaden sposób nie informowały o właścicielu pomieszczenia znajdującego się za nimi. Na przeciwległym murze wisiało kilka dzieł bardzo znanych malarzy. Każde z nich musiało kosztować fortunę. Nie dało się zauważyć żadnych wspólnych fotografii, rysunków czy dyplomów, których przecież w domu znajdowało się na pęczki. Wszystkie poukrywane w pudełkach pod łóżkiem. Mogłaby tam zamieszkać każda rodzina.
                Przymknął oczy, przetarł powieki i po raz kolejny powtórzył w myślach przebieg planowanej rozmowy. Wcześniej długo analizował i próbował odgadnąć wszelkie możliwe wersje. Zależało mu, aby ten dialog zakończył się dla niego szczęśliwie. Wahająco zajrzał do salonu i dostrzegł mamę, oglądającą telewizję. 
– Możemy porozmawiać? – wydukał bardzo niepewnie. W  nerwach zaczął strzelać kościami prawego palca serdecznego. Spuścił głowę i rozciągnął usta w cieniutką linię. Wyglądał zupełnie jak dziecko, które czeka na wymierzenie kary.
– Słucham. – oznajmiła zupełnie spokojnie, jakby nie dostrzegła napięcia. Nigdy nie dostrzegała. Nigdy. Wskazała synowi miejsce na kanapie, na której sama siedziała. Chłopak opadł na brzeg mebla.
– Chciałbym zacząć pracować. W kawiarence za rogiem szukają kogoś do pomocy. – wyjaśnił drżącym głosem i podniósł wzrok na mamę. Mrużyła oczy.
– Nie ma mowy. – zabroniła stanowczo, nie podając żadnej konkretnej przyczyny i ścisnęła chudą dłoń w pięść, jak gdyby szykowała się do walki.
– Mamo, posłuchaj… – zaczął, ale wzburzona kobieta szybko mu przerwała.
– Ja i twój ojciec zarabiamy wystarczająco dużo. Nie rozumiem skąd w tobie taka potrzeba. Nigdy nic ci nie brakowało! – ostatnie zdanie wykrzyczała z wyrzutem.
– Tu nie chodzi o pieniądze! Potrzebuję kontaktu z rówieśnikami! – huknął, jakby chciał pokazać, że potrafi głośniej.
– Myślisz, że jak zatrudnisz się w jakiejś drugorzędnej kawiarni, to nagle zostaniesz duszą towarzystwa?! – ryknęła podnosząc się z miejsca. Jeden, zero. 
– Tak własnie myślę! – znowu mamy remis. Pojawiła się w nim myśl, że dawno nie kłócił się z nią w ten sposób.
– Póki mieszkasz pod moim dachem, jak decyduję o takich rzeczach. – padła jedna z najbardziej pospolitych formułek.
– Jutro jestem umówiony na rozmowę i nie obchodzi mnie twoje zdanie. – podsumował, odrobinę spokojniej, chwycił leżący na komodzie odtwarzacz MP3 i wyszedł, trzaskając drzwiami.
                Tego nie przewidział.

                                                                            ☆☆☆

                Nad głową dało się dostrzec skrawki niebiesko pomarańczowego nieba, które zawzięcie walczyło z chmurami o dominację na tej nieograniczonej przestrzeni. Ciemne, prawie granatowe, obłoki wydawały się już odliczać minuty do kolejnej ulewy. Mieszkańcy Buenos Aires, jakby czytali im w myślach, zasunęli wszelkie rolety, firanki czy zasłony, a sami pozostali w domach, czytając pewnie jakąś książkę lub po raz setny oglądając ulubiony film.
                Ludmiła była zapewne jedyną osobą w okolicy, która nie zważała na paskudne warunki atmosferyczne. Wędrowała wypełnioną kałużami uliczką, podśpiewując przy tym jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radiu. O dziwo, nie zwróciła uwagi na przemoknięte, zniszczone już pewnie, bordowe szpilki, przez które powoli zaczął napływać deszcz, mocząc stopy dziewczyny. Nie przeszkadzało jej, że ciemna kurtka z miękkiego, bardzo drogiego materiału, jest pokryta wodą. Na szczęście, sweterek w kolorze pasującym do butów uchronił się przez zimnymi kroplami. Ignorowała też ciecz, która osiadła na jasnych lokach.
                Gdyby ktoś znajomy zauważył ją w tamtej chwili, prawdopodobnie stwierdziłby, że oszalała. Ludmiły Ferro nie widywało się w takich sytuacjach. Byłą perfekcjonistką, a przemoczone ubrania nie znajdowały się na liście rzeczy względnie dopuszczalnych. Właściwie, sama nie potrafiła sobie wytłumaczyć co stało się z jej osobowością. Od samego rana była wyjątkowo miła i nawet pozwoliła młodszej kuzynce, która razem z rodzicami zatrzymała się na weekend w jej rodzinnym domu, skorzystać z prywatnego laptopa.
                Chwyciła w dłonie telefon wibrujący wściekle w seledynowej torebce przewieszonej przez ramię. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie uroczej brunetki, składającej dłonie w kształt serca. Podpisane zostało Jessi. Postanowiła zignorować, że dziewczyna pragnie się z nią skontaktować i gwałtownie dotknęła czerwonej słuchawki, jakby zapominając, że wystarczy delikatnie uśnięcie aby komórka zareagowała. Wzdychając, wepchnęła urządzenie z powrotem do torby.
– Przepraszam. – usłyszała ciche burknięcie i szybko zdała sobie sprawę, że w zamyśleniu zagrodziła komuś drogę. Tym kimś okazał się być dobrze zbudowany, młody mężczyzna, właściwie jeszcze chłopak, o ciemnobrązowych oczach i jeszcze ciemniejszych włosach, które opadały zabawnie na lewe oko pod wpływem ciężaru deszczu.
– Nic się nie stało. To moja wina. – odparła, przepełniając te kilka słów największą ilością słodyczy, jaką tylko potrafiła w sobie wskrzesić. Nie ukrywała – chłopak był przystojny i wypadałoby zrobić dobre wrażenie. Przez kilka sekund wpatrywali się w siebie nawzajem z uśmiechami wymalowanymi na twarzach.
– Jestem Sebastian. – przedstawił się, nawet jeśli wyjawianie swojego imienia nieznajomej potrąconej przypadkowo na chodniku, nie było zbyt naturalne.
– Ludmiła. – odpowiedziała, uścisnęła wyciągniętą wcześniej dłoń i odeszła spokojnie, odwracając się co chwilę, jakby sprawdzała czy nowo poznany zniknął już z zasięgu jej wzroku. W pewnym momencie Sebastian też odwrócił głowę, więc ich spojrzenia spotkały się w połowie drogi, malując w powietrzu niewidzialną linię.
                Przyśpieszyła kroku i odeszła speszona.


☆☆☆


                Spojrzał na zegarek. Dwie po piątej. Jest już spóźniony. Przecież nigdy nie był punktualny. Nerwowo przebierał nogami, co chwila nadeptując na ozdobione błotem sznurówki. Nigdy ich nie zawiązuje.
                Nie dłużej niż minutę później, otworzył drzwi kawiarni. Poczuł charakterystyczny zapach uzależniającej cieczy i delikatną woń słodkich ptysi z kremem. Kiedyś babcia upiekła im takie. Rozejrzał się po lokalu, ale wcześniej rozmawiał z właścicielem jedynie przez telefon, więc nie miał pojęcia kogo się spodziewać. Leon, bo tak chyba przedstawił się wczoraj, podszedł do niego moment później i zaprosił do niewielkiego pomieszczenia niedaleko kuchni.
                Rozmowa przebiegła dość płynnie. Diego nie był zaskoczony tym co usłyszał. Zdołał nawet przewidzieć kilka pytań, więc nie wahał się podczas odpowiadania. Młody mężczyzna szybko podjął decyzję. 
 Czyli będziesz w stanie pracować tylko w weekendy, zgadza się? – zapytał na zakończenie, a Diego nerwowo strzelił palcem wskazującym. Brzydki nawyk, prawda?
 I w ciągu tygodnia, wieczorami. – poprawił, a mężczyzna kiwnął głową i przyciągnął dłonie pod brodę.
 Rozumiem.  dodał, przekrzywił głowę i przez następnych kilka sekund wpatrywał się w chłopaka. Zmarszczył wysokie czoło. 
                Chwyciła kilka filiżanek z niedopitym, brązowym napojem i postawiła na sporej tacy obok talerzyka ubrudzonego mahoniowym sosem. Zawsze bolało ją serce, kiedy musiała wyrzucać resztki zamówionych dań. Nie rozumiała dlaczego ludzie często zamawiając więcej, niż są w stanie zjeść. Taca zachwiała się w jej drżących rękach, a naczynia ledwo uniknęły bolesnego kontaktu z ziemią. Odetchnęła głęboko i ruszyła przed siebie.
                Od najmłodszych lat uważano ją za niezdarę. Często potykała się o własne nogi i raniła kolana lub tłukła choinkowe bańki. Wydawało się, że z wiekiem ta cecha zanikła, ale bywały chwile, właśnie takie jak ta, kiedy nic nie szło po jej myśli. Musiała nie dostrzec chłopaka idącego z naprzeciwka, ponieważ cała zawartość filiżanek wylądowała na jego śnieżnobiałej koszulce.
– Przepraszam! – zawołała, przyciągając do ust złożone ręce. Odruchowo schyliła się aby pozbierać potłuczone szkło. Ostrożnie przekładała odłamki i mamrotała pod nosem. Diego rozchylił delikatnie usta. 
– Nic się nie stało. – zapewnił, przetarł dłonią po bawełnianej bluzce i przykucnął obok. Posłał dziewczynie serdeczny uśmiech. Ta podniosła wzrok i odpowiedziała tym samym. Dostrzegła przewieszony przez ramię bruneta charakterystyczny, ciemnozielony uniform.
– Pracujesz tutaj? – zapytała, najwyraźniej,  z ciekawości. Wydawało jej się, że nigdy wcześniej nie widziała chłopaka w kawiarni. Wygięła jasnoczerwone usta i podrapała wilgotny kark. Powinna spiąć włosy.
– Jutro jest mój pierwszy dzień. – oznajmił i położył na tacy ostatni fragment talerza. Podniósł podstawkę i podał dziewczynie. Lewą dłonią zahaczył o chude palce Włoszki. Przeszedł ich synchroniczny dreszcz. 
– Jestem Francesca. – przedstawiła się i wyciągnęła w stronę chłopaka drżącą ledwo zauważalnie rękę. 
– Diego. – odpowiedział i uścisnął dłoń. 
                    Odszedł, machając na pożegnanie. 



Znowu zawaliłam.  Zakładając tego bloga, myślałam, że będzie lepiej. Zawiodłam się też troszkę na ilości komentarzy, ale mam nadzieję, że to się zmieni.  Przepraszam, że z opóźnieniem, ale przed feriami musiałam jeszcze załatwić w szkole kilka spraw. Jak zapowiedziałam, na koniec odpowiem na komentarz pod poprzednim. Chciałam was też jakoś zachęcić do komentowania, więc proszę, abyście podały wasze daty urodzin. Może uda mi się sprawić niektórym z was jakieś niespodzianki? 

A

Ola Ferro: 
Dziękuję za komentarz! Naprawdę, nie ma mi czego zazdrościć. Co do par, nic nie zdradzę. Fedemiła, może będzie, może nie. Powiem tak - na pewno się pojawi, ale co zrobię z tym dalej przekonasz się wkrótce. 

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Świetny rozdział! Pięknie wszystko opisałaś. Mi się bardzo podoba. I nie mam się do czego przyczepić. No dobra jest taka mała, malutka rzecz - czcionka. Jest mała i dlatego gdy czytam dostaję oczo plonsu :) Ale mam nadzieję, że się na mnie nie obrazisz za tą małą uwagę :)
    Czekam na kolejny :)
    Buziaczki ;***
    Aggie

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle idealnie napisany ��
    Nie rozumiem dlaczego jest tak mało komentarzy :/
    Naprawdę cudownie piszesz i masz wielki talent :*
    Może zgłoś swojego bloga na jakiś spis opowiadań?
    17 Września :*
    Kończę mój bezsensowny komentarz xD
    Czekam na następny rozdział ��

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic *header*