niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział drugi: Ogłoszenie


"Nic mnie teraz nie zatrzyma
Teraz jest moja kolej aby zaśpiewać głośno"
~ Reach For The Stars


                Obudził się wcześnie rano, jeszcze zanim jaskrawozielony budzik, stojący na stoliku nocnym, zdążył wydać z siebie charakterystyczny pisk, przez wielu tak znienawidzony. Podniósł się z łóżka i szybko ubrał się w przygotowanie poprzedniego dnia ubrania. Wykonał resztę niezbędnych do wyjścia czynności takich jak mycie zębów czy przeczesanie włosów i udał się do pobliskiej piekarni po świeży chleb i bułki, aby zrobić kanapki dla siebie i siostry. Przed wyjściem upewnił się jeszcze, czy Rose nie śpi.
                W sklepie nie panował zbyt duży ruch. Dzięki temu chłopak miał jeszcze chwilkę czasu, aby wstąpić do ciastkarni. Rzecz jasna, zakupił pełną garść ulubionych, czekoladowych smakołyków. 
                Reklamówka wypełniona po brzegi świeżym pieczywem wydawała się wyjątkowo lekka. Natomiast ulica, którą maszerował, była nienaturalnie zatłoczona. W niemalże równych odstępach czasowych uderzał w cudze ramiona mamrotając maniakalne Przepraszam. Szedł szybko, oddychał niespokojnie. Co kilkadziesiąt sekund spoglądał na beżowy zegarek. Do rozpoczęcia lekcji pozostało nieco ponad trzydzieści minut, a autobus, który miał przetransportować rodzeństwo do szkoły podjeżdżał za niecały kwadrans.
                Truchtał podziurawionym chodnikiem, który był ostatnim odcinkiem do pokonania. Jak zwykle, zaglądał za szyby sklepów i restauracji umieszczonych w starej kamiennicy, która rozciągała się wzdłuż ulicy. Zawsze zatrzymywał się obok sklepu z zabawkami, do którego jeszcze kilka lat temu babcia zabierała go co piątek po szkole i pozwalała wybrać upominek w nagrodę za dobre oceny. Tego dnia był wyjątkowo pusty. W następnym pomieszczeniu mieścił się butik, w którym jego siostra zwykła robić zakupy. Rose za kilka tygodni obchodziła trzynaste rodziny, więc Diego rozpoczął już poszukiwania idealnego prezentu. Przez moment wpatrywał się w kwieciste botki, które wydawały mu się perfekcyjnie pasować do stylu siostry. Te kwiaty to chyba róże. Na szkle obok wisiała mocno rzucająca się w oczy, jaskrawozielona kartka, która informowała, że właściciel lokalu poszukuje pracownika. Podniósł wzrok i odczytał nazwę kafeterii. Kawiarnia pod różą. Bezmyślnie zerwał kawałek papieru, na którym wydrukowany był numer telefonu.

☆☆☆

                W Sali rozniosło się głośne chrząknięcie nauczyciela, które zwykle zastępowało Proszę o uwagę. Sebastian podniósł wzrok z kartki, na której powstawał właśnie abstrakcyjny rysunek. Jego uwagę przykuła dziewczyna stojąca obok pana Hernandeza. Poznał ją. Włosy miała spięte w kok, ale zdradził ją ich kolor. I ten uśmiech. Miała na sobie pastelowo niebieski sweter i jasne obcisłe spodnie. Takie kolory to chyba jej znak rozpoznawczy.
– Chciałbym przedstawić wam Camilę. Nową uczennice tej klasy. – oznajmił profesor. W klasie słychać było mnóstwo szeptów, a dolna warga Sebastiana opadła mimowolnie. Ruda po raz kolejny odsłoniła śnieżnobiała, odrobinę krzywe zęby w szerokim uśmiechu. 
– Gdzie powinnam usiąść? – zapytała cichutko. Nauczyciel rozejrzał się po klasie. Zawiesił wzrok na wolnym miejscu obok Meksykanina. Chłopak wypowiedział kilka nieprzyzwoitych słów pod nosem. Camila niepewnie udała się do wskazanej przez wychowawcę ławki. 
– Miło cię znowu widzieć. – odparła uśmiechnięta, jak zwykle.
– Nie znamy się. – wymamrotał nie do końca zgodnie z prawdą i powrócił do poprzedniego zajęcia. Nie powie jej przecież, że jej uśmiech zapadł mu w pamięci.
– Pracujesz w kawiarence obok mojego ulubionego sklepu. – wytłumaczyła i zaczęła rozpakowywać pachnące jeszcze nowością podręczniki z kremowobiałej torby.
– Nie pracuję. Dobrowolnie pomagam. – sprostował. Dziewczyna zachichotała cicho. Seba obrócił się w jej stronę i posłał pytające spojrzenie.
– To było zabawne. – odparła i oparła głowę na lewej dłoni.
– Nie miało być. – zapewnił, nie spuszczając wzroku z nowo poznanej.
– Sebastian, porozmawiasz z koleżanką na przerwie. – nauczyciel zwrócił mu uwagę, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że to Camila rozpoczęła dialog. W oczach wychowawcy Seba zawsze był winny, ale chłopak zdążył się już do tego przyzwyczaić. Tak czy inaczej, wywołało to chichot kilku klasowych plotkar. Jesne było, że najpóźniej jutro w szkole pojawią się pogłoski na temat nowego związku. Profesor zareagował na rozmowy dość ostro i zadał klasie dodatkowe zadania, a skutkiem tego było jeszcze większe oburzenie uczniów. 
          Tego dnia ostatnia lekcja została odwołana z powodu choroby katechetki. Sebastian szybko poinformował o tym Francesce, która w takim wypadku kończyła zajęcia o tej samej godzinie. Dziewczyna zadeklarowała, że będzie czekać pod dębem niedaleko jeziora. Więc Seba szybkim krokiem udał się w stronę drzewa. 
– Dlaczego za mną idziesz? – zawołał i obrócił się do dziewczyny maszerującej kilka kroków za nim.
– To zabawne. – wypowiedziała to zdanie kolejny raz tego dnia i przyśpieszyła aby szybciej znaleźć się bliżej chłopaka. Sebastian już miał otwierać usta, aby dowiedzieć się co Camila miała na myśli, ale ta wyprzedziła go. – Spokojnie idę sobie do domu i zupełnie przypadkowo spotykam właśnie ciebie, a w twojej głowie już tworzy się obraz mnie, zakochanej w tobie na zabój, śledzącej cie tylko po to aby spędzić w twoim towarzystwie więcej czasu. – wyjaśniła i delikatnie przekręciła głowę w jego stronę.
– Dużo mówisz. – stwierdził i spojrzał w oczy dziewczyny. Kolana ugięły się pod nim pod wpływem jej błyskających w słońcu tęczówek, ale nie dał tego po sobie poznać.
- A ty nie. – podsumowała i skręciła w jedną z wąskich uliczek, machając na pożegnanie.
                Długo wpatrywał się w plecy dziewczyny, a następnie w miejsce, w którym zniknęła mu z oczu. Ocknął się dopiero kiedy ktoś zadał mu delikatny cios w prawe ramię. Obrócił się i ujrzał poważną Włoszkę.
– Kim była ta dziewczyna? – zapytała wprawiając chłopaka w osłupienie. Nie miał pojęcia, że ich widziała.
– Nowa w szkole. Szła za mną. – wyjaśnił i nerwowo podrapał się w skroń.
– A mi się wydaje, że zwyczajnie wracała do domu.  – odparła Fran, która najwyraźniej podzielała zdanie rudowłosej.
– Ty też? – zapytał poirytowany. Wciąż twierdził, że Camila go śledziła i wymyśliła całą resztę na poczekaniu. Włoszka zaśmiała się perliście. – Nigdy nie zrozumiem kobiet. – dodał, za co po raz kolejny został uderzony.
– Pośpiesz się. Leon już na nas czeka. – przypomniała mu i razem ruszyli w stronę kawiarni.

☆☆☆

                Zajął miejsce oparty o zimną ścianę obok wejścia do sali, w której odbywała się jego pierwsza lekcja. Do rozpoczęcia zajęć pozostał jeszcze nieco ponad kwadrans, więc chłopak wyciągnął z torby, na którą Francesca naszyła kiedyś kolorową trzynastkę, jego szczęśliwą liczbę, książkę pożyczoną od Sebastiana i otworzył na stronie oznaczonej metalową zakładką. Nie przepadał za czytaniem, ale Fran i Seba, którzy mieli na tym punkcie bzika, ciągle rozmawiali o tej powieści, więc Fede postanowił sprawdzić czy faktycznie jest taka interesująca. Poza tym, chwilami bywał zazdrosny, że przyjaciele mają tyle wspólnych tematów, a uważał, że po zapoznaniu się z lekturą, będzie mógł włączyć się do dyskusji.
                Z kilkudziesięciu początkowych stron, dowiedział się, że Anna, główna bohaterka, prowadzi całkiem zwyczajne życie, uczy się w publicznym gimnazjum i ma denerwujące siostry bliźniaczki. Wydawało mu się to okropnie nudne, ale pocieszał się faktem, że początki zwykle takie bywają.
                Poczuł ból w lewym nadgarstku. Szybko zorientował się, że po jego opalonej skórze spływa strużka ciemnoczerwonej krwi. Za pewne skaleczył się o zardzewiały gwóźdź wystający ze ściany, który pierwotnie miał służyć do amortyzowania uderzeń drzwi, ale ktoś oderwał jego miękką część. Jęknął cicho i przyłożył do rany chusteczkę wygrzebaną z kieszeni. Biały materiał zaczął przesiąkać szkarłatną cieczą.
                Dziewczyna opadła na drewnianą ławkę, stojącą na ukos od miejsca, w którym znajdował się Federico. Musiała go nie zauważyć. Inaczej już dawno rzuciłaby w jego stronę jakiś nieprzyjemny komentarz. Cała ona. Niczym kauczukowa piłeczka z kolcami, zabawka dla psów.  Westchnęła, wygrzebała z jasnobrązowej torby szczotkę i zaczęła rozczesywać lśniące, blond włosy. Po tej czynności, zamknęła oczy i uniosła brodę wysoko, opierając tył czaszki o chłodną ścianę.
                Miał okazję przyjrzeć się jej twarzy otulonej jasnymi włosami zakręconymi na końcach. Na jej jasnym, prawie białym czole nie znajdował się ani jeden pryszcz, a wszelkie pieprzyki czy znamiona zapewne zostały przykryte grubą warstwą pudru. Policzki również były bardzo blade, ale dało się na nich zauważyć odrobinę różu. Oczu nie mógł zobaczyć, a długie rzęsy pokryto tuszem. Blade usta układała w delikatny uśmiech.
– Co się gapisz? – wysyczała, kiedy wreszcie go dostrzegła.
– Nie gapię się. – sprostował i zakrył twarz książką. Ludmiła jeszcze przez moment wpatrywała się w chłopaka, ale szybko zdała sobie sprawę, że sama się gapi. Odczytała spory napis na okładce książki, ale Kolorowe Ptaki nic jej nie mówił.
– Czytasz takie badziewie? – odezwała się bez większego zastanowienia.
– To nie badziewie. – po raz kolejny jej zaprzeczył.
– Tytuł nie brzmi zachęcająco. – stwierdziła, a Włoch z hukiem zamknął książkę.
– Co cię to obchodzi? To ja czytam, nie ty.
– Nie wiem. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie miała też pojęcia dlaczego właściwie rozmawiała z tym chłopakiem. Byli w jednej klasie już ponad trzy miesiące, a ona nawet nie pamiętała jego imienia, a mogło to oznaczać tylko to, że nie był nikim wartościowym.
                Jeszcze przez moment trwali w milczeniu, ale w korytarzu zaczęli pojawiać się inni uczniowie, którzy przerwali ciszę głośnymi rozmowami. Do Federico dołączył jego dobry znajomy, Marco i rozpoczęli rozmowę na temat odchodzącej kartkówki z fizyki. Obydwoje wiedzieli, że fizyczka jest wymagająca i trzeba się przygotować naprawdę dobrze, aby dostać dobrą ocenę. Ludmiła dostrzegła w tłumie Jessicę i Violettę, które rozmawiały z chłopakami z klasy i szybko do nich podbiegła.
                    Rozpoczął się kolejny, szary, nic nieznaczący, grudniowy dzień.


Przybywam z kolejnym rozdziałem! Gdyby nie pierwszy fragment pewnie byłabym z niego zadowolona. Nie mam już czasu aby cokolwiek tu poprawiać, więc ten przełomowy moment musi pozostać taki beznadziejny. 
Na którymś z blogów (wybaczcie, ale nie przytoczę teraz linku czy autorki, nie mam pamięci do takich rzeczy) podpatrzyłam niesamowity pomysł, czyli odpowiadanie na komentarze w notce pod rozdziałem. Wydaję mi się, że jeśli odpowiem tradycyjnie nie wszyscy są w stanie do tego wrócić, a co za tym idzie nie zawsze poznacie odpowiedzi na swoje pytania. Tak więc, na komentarze spod tego rozdziału odpowiem pod trójką. Za racji tego, że poprzednie wpisy komentowały 2-3 osoby dzisiaj może... 4 komentarze? Byłoby mi bardzo miło. :-)
A



1 komentarz:

  1. Przepraszam że tak późno pisze komentarz ╥﹏╥
    #Cudowny, #Fantastyczny, #Ideał ♡
    Zazdroszczę ci tego talentu (*'▽'*)
    Czy w tym opowiadaniu będzie fedemila ?
    Podasz w następnej notce pod rozdziałem wszystkie pary z tego opowiadania ?
    Czekam na następny ( ˘ ³˘)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic *header*