niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział pierwszy: Czekoladowe ciastka


"Tańczę boso, słońce całuje mą twarz
Czuję się żywy, czuję się wolny"
~ Dancing Barefoot

                Chmury na ledwo widocznej pomiędzy mini kobaltowej płaszczyźnie, przybrały ponury, ciemnoniebieski, szarawy odcień. Sączył się z nich nieprzyjemny, chłodny deszcz, którzy skutecznie odstraszał wszelkich spacerowiczów, więc na chodnikach można było zauważyć jedynie ludzi wędrujących z przymusu. Korony drzew uginały się od wpływem przenikliwego wiatru, który szarpał włosy nielicznych przechodniów. 
                 W takie chłodne, jesienno zmiowe wieczory kanapa wydaje się wręcz idealnym miejscem na wypoczynek, a czekoladowe ciasteczka perfekcyjnym posiłkiem. W tym czasie przeciętny człowiek nie ma na nic siły ani ochoty i nawet ci zwykle pełni entuzjazmu tracą ochotę na cokolwiek.
                 Na kolanach dziewczynki leżała książka z historii, w której zamieszczony był przebieg drugiej wojny światowej. Na następny dzień został zapowiedziany sprawdzian z tego przedmiotu, ale nauka nie przychodziła jej łatwo. Zawsze miała problem z zapamiętywaniem dat nawet najważniejszych wydarzeń.
                Zrezygnowana z hukiem zamknęła książkę i oparła się o ramię brata, który skupiony był na niszczeniu klocków w jego ulubionej grze komórkowej i sięgnęła po kolejne ciastko, opróżniając tym samym pudełko. Brat spojrzał na nią z wyrzutem i odłożył opakowanie na blat. Złapał podręcznik i przejrzał strony, które Rose zaznaczyła kolorowymi klipsami. Historia była jego ulubionym przedmiotem i chętnie pomagał siostrze go zrozumieć. Ta kiedy tylko pojęła, do czego zmierza brat, podniosła się z wygodnej pozycji i podreptała do kuchni w celu zaparzenia herbaty dla siebie i Diego. Kiedy napój był już gotowy, wróciła do salonu i postawiła kubek przed bratem.
– Ten test i tak nie zmieni już mojej oceny. Mam mocną tróję na półrocze. – wyjaśniła i upiła łyk gorącej cieczy. Chłopak westchnął tylko głośno i zawtórował siostrze.
– Wychodzisz gdzieś dzisiaj? – zapytał zmieniając temat, a dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy. Przez moment chciała odpowiedzieć podobnym pytaniem, ale szybko zdała sobie sprawę, że Diego rzadko gdziekolwiek wychodzi.
– Co powiesz na krótki spacerek do cukierni? – zaproponował i uśmiechnął się słodko. Dziewczyna wskazała na szybę, dając mu tym samym do zrozumienia, że w taką ulewę nigdzie nie idzie.
– Daj spokój, nie jesteśmy z cukru! – zawołał i pociągnął ją w stronę wyjścia. Wygrzebał z szafy różowy, nieprzemakalny płaszcz i podał go siostrze, a sam zarzucił na siebie skórzaną, czarną kurtkę. 
                Zamrugała kilak razy. Przewróciła oczami. Posłusznie założyła płaszcz i sięgnęła po telefon otulony jasnofioletowym plastikiem. Wsunęła go do kieszeni i dokładnie zacisnęła klips, chroniąc urządzenie przed wypadnięciem. Włożyła ciepłe buty i stanęła przy drzwiach, czekając aż brat założy swoje obuwie. 
                Odcinek oddzielający ich dom od cukierni można było przejść w ciągu kilkunastu minut. W tym czasie rodzeństwo wybierało mało istotne tematy rozmów, które zwykle nie były kontynuowane, gdyż powrotną drogą dialog zastępowało chrupanie ciastek.
                Sprzedawczyni w sklepie darzyła Diego i Rose niezwykłą sympatią. Zawsze raczyła ich ciepłymi słowami i wybierała ciastka z największą ilością czekoladowych dropsów. Nie zdziwiła się kiedy już drugi raz tego dnia rodzeństwo zawitało w cukierence. Ta dwójka często bywała w tym miejscu kilka razy na dobę.
                Kiedy wrócili, poczuli roznoszący się po mieszkaniu zapach rosołu, specjału babci Rodriguez. Szybko zorientowali się, że staruszka musiała przyjść podczas ich nieobecności. Wkroczyli do kuchni i kolejno ucałowali ją w zagrzany od ciepła zupy policzek. Następnie pozbyli się pokrywki garnka i zaglądnęli do środka.
– Spokojnie, zaraz wam naleję! – oznajmiła i usadziła wnuków przy kuchennym stole.
                Babcia była jedną z nielicznych osób w rodzinie, która okazywała miłość i naprawdę lubiła  Diego i Rose. Kilka razy w tygodniu przychodziła z ugotowanymi wcześniej zupami i karmiła nimi rodzeństwo. Często też z nimi rozmawiała. To ona pierwsza dowiedziała się o problemach z przyjaciółką Rose, czy jedynce ze sprawdzianu Diego, który zasadniczo uczył się bardzo dobrze.
– Macie mi dzisiaj coś do opowiedzenia? – zapytała stawiając miski przed wnukami. Wzruszyli ramionami i rozpoczęli konsumpcję. Rodzice pewnie przypomnieliby, że przy jedzeniu się nie rozmawia i zabroniliby odpowiadać na pytanie.
– Proszę was! W szkole na pewno musiało wydarzyć się coś ciekawego.
– Dostałam piątkę z matmy. – dziewczynka pochwaliła się w wsadziła do ust kolejną łyżkę zupy.
               Przez kolejne kilkadziesiąt minut rozmawiali o szkole. Głównie o wszystkich niesprawiedliwościach jakie ich tam spotykają. Diego znów wspomniał o sytuacji, kiedy nauczyciel nie zauważyło odrobionego zadania, a babcia po raz kolejny narzekała na swojego wychowawcę z liceum. 
                Rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Diego poderwał się z miejsca niczym rakieta i ustawił buty stojące przy wyjściu w równy rząd. Rose włożyła miski do zmywarki i chwyciła pierwszy lepszy podręcznik. Chłopak otworzył drzwi.
– Rose, Diego idźcie do pokojów. Muszę porozmawiać z babcią. – oznajmiła kobieta nawet nie witając się z dziećmi. Wcześniej zdjęła z siebie wilgotny płaszcz, a wysokie kozaczki dołączyły do kolekcji równo leżącego obuwia. Dziewczynka dostrzegła, że policzki mamy są wyjątkowo zaczerwienione, ale sądziła, że to przez chłód.
– Ale mamo! – zawołała i posłała jej proszące spojrzenie. Takie słodkie oczka działały zwykle na Diego i babcie, ale rodzice nigdy nie reagowali na taki wzrok. No może czasem upominali, że nie jest już małym dzieckiem i powinna zachować większą powagę. 
– Rose, bierz przykład z brata. – wskazała na Diego, który wchodził już po metalowych schodach pomalowanych śnieżobiałą emulsją. Rose obrażona podążyła za nim.
                Amanda roztrzęsiona opadła na rdzawe krzesło i zakryła twarz drgającymi dłońmi. Poczuła na lodowatym ramieniu ciepłą dłoń starszej kobiety. Szybko została przez nią przytulona.
– Nie płacz córeczko. – usłyszała i delikatnie pokiwała głową, nawet jeśli była prawie pewna, że nie uda jej się dotrzymać słowa.
– Powiedział, że już tu nie wróci. – wytłumaczyła dławiąc się łzami. Mocniej się uścisnęły.
                Nagle, w mieszkaniu rozniósł się głośny stukot różowych klapek Rose, która zbiegała właśnie z wysokich, krętych schodów w celu zabrania czegoś do picia. Dziewczynka z impetem weszła do kuchni i zastała płaczącą mamę w objęciach babci.
– Co się stało!? – zawołała przestraszona. Wiedziała, że kobieta nie płacze z byle powodu, więc musiało wydarzyć się coś poważnego.
– Nic kochanie. Mamusia miała zły dzień. – wytłumaczyła po które jej babcia i odesłała wnuczkę do pokoju, nawet nie pytając po co przyszła.
                  
☆☆☆

                Łóżko w pokoju Włoszki nie było na tyle duże aby pomieścić całą trójkę. Francesca razem z Sebastianem leżeli na materacu i zawzięcie dyskutowali o nowej książce ich wspólnego ulubionego autora, jedząc przy tym czekoladowe ciastka zakupione w pobliskiej cukierni. Federico opierał się o ramę łóżka i rozbawiony słuchał jak przyjaciele sprzeczają się o kolejne wątki powieści. Obserwował przy tym wyścig spadających kropli deszczu na oknie balkonowym. Kibicował tej najbardziej po prawej.
                Francesca, Federico i Sebastian zaprzyjaźnili się już w podstawówce, kiedy to zostali wyznaczeni do wykonania razem projektu na zajęcia przyrody. Stali się nierozłącznie i trwało to aż do ostatniej klasy gimnazjum. Kiedy przyszedł czas, w którym chcieliby kontynuować naukę, utrzymanie przyjaźni nie okazało się proste.
                Dla Francesci była to sprawa oczywista. Jej zamiłowanie do książek przerodziło się w marzenie o karierze pisarki, więc złożyła podania do szkół, które zapewniłyby jej najlepszy start.
                Sebastian był urodzonym artystą. Bez przerwy rysował coś na marginesach zeszytów szkolnych. Niestety był też osobą bardzo leniwą, więc początkowo planował wybrać się do liceum ogólnego. Jednak Francesca widziała w chłopaku potencjał i przekonała go do wybrania szkoły artystycznej.
                Federico jako jedyny z przyjaciół nie miał planów na przyszłość. Nie zauważył też, aby był w czymś szczególnie dobry. Zdecydował się więc na szkołę, która dawała mu wiele możliwości.
                Pierwsze tygodnie w nowych szkołach były trudne. Przyjaciele nie spotykali się już tak często. W klasach znaleźli nowych znajomych. Dopiero po pewnym czasie Francesca, która zawsze wydawała się najrozważniejsza, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Udał jej się odbudować relację.
                Telefon Włoszki wydał z siebie charakterystyczny gwizd. Chłopaków nie zdziwił ten dźwięk. Fran była osobą bardzo dobrze zorganizowaną. Taki dźwięk oznaczał, że pora zbierać się do kawiarni. Oczywiście, znając Sebastiana, ustawiła alarm odpowiednio wcześnie. Chłopak zwykle się ociągał.
                Rodzina Seby od lat prowadziła niewielką kawiarenkę, która znajdowała się pod ich mieszkaniem. Nie dawno Leon, brat Sebastiana, został jej właścicielem. Początkowo nie radził sobie najlepiej więc przyjaciele zaproponowali pomoc. Od tego momentu w dni powszednie zjawiali się w lokalu o szesnastej, a w weekendy potrafili przesiadywać tam całe dnie.
                Tym razem byli wyjątkowo zmęczeni.  Przed zakończeniem semestru większość nauczycieli postanowiła zorganizować sprawdziany, a wiązało się to z ogromną ilością nauki.
– Dzwoń do Leona. Nie idziemy. – oznajmił Federico i wgramolił się na łóżko, o mało nie zrzucając przy tym Sebastiana. Francesca podniosła się, ułożyła ręce na talii i posłała przyjaciołom wrogie spojrzenie. Ci jednak ani myśleli wychodzić z wygodnego łóżka. Dziewczyna wywróciła oczami i siłą wyciągnęła ich na zewnątrz. Nie była osobą nie słowną.
                Chłopaki rozpoczęli dyskusję na temat jednej z popularnych w tym czasie piosenkarek. Jak można się domyślać, ich rozmowa nie była zbyt ambitna. Opinia o artystce ograniczała się do Jest super w przypadku Sebastiana i Ekstra śpiewa zdaniem Federico. Francesca pokręciła głową z politowaniem.
                Po kilkunastu minutach dotarli na miejsce. Przy wejściu powitał ich szeroki uśmiech Natalii, narzeczonej Leona, która właśnie obsługiwała gości. W tłumie odszukali mężczyznę, który miał wyznaczyć im zadania na ten dzień.
                Kasą miał zająć się Federico. Seba został wyznaczony do pomocy Natalii, a Francesca do sprzątania stolików.
                Pracowało im się zupełnie przyjemnie. W kawiarni nie panował zbyt duży ruch, więc nie musieli śpieszyć się z zamówieniami. Sebastianowi nawet udało się poprawnie zapisać wszystkie zamawiane dania, a Fede ani razu nie pomylił się w obliczeniach. Ta dwójka bywała bardziej rozkojarzona niż dziesięcioletnie dziecko. Francesca dużo rozmawiała z Natalią. Lubiły swoje towarzystwo. 
                Sebie przypadło obsłużenie stolika numer cztery. Pozornie nic nie znaczący mebel, przypadkowa liczba, kolejny klient. Poprawka, klientka.
                Podszedł do niej od tyłu. Od razu zwrócił uwagę na burzę rudych loków, opadających na plecy dziewczyny. Szybko jednak spojrzał na notes oprawiony ciemną tekturą.
– Słucham. – wymamrotał i przygotował się do zapisywania słów rudowłosej. Po chwili milczenia spojrzał na nią. Z zmarszczonym nosem wpatrywała się w kartę dań. Nie jeden stwierdziłby, że wyglądała uroczo, ale nie Seba. On był twardy. Nie rozczulał się na widok niezdecydowanej dziewczyny.
                Odchrząknął znacząco. Ta potrząsnęła głową, podniosła wzrok i posłała w stronę chłopaka słodki uśmiech, niczym chodzący cukierek. Jasnoróżowa sukienka tylko dodawała słodyczy.
– Kawę. Z mlekiem. Bez cukru. – odparła i uniosła kąciki ust jeszcze wyżej. Seba chciał odwzajemnić gest, ale grymas w jaki układały się w jego wargi, w niczym nie przypominał szerokiego uśmiechu dziewczyny.
                Podszedł do Maximiliano, jednego z pracowników i polecił mu aby przygotował filiżankę kawy. Kilka minut później dostarczył zamówienie do rudej.


Tak oto prezentuje się rozdział numer jeden. Chciałam go zadedykować wszystkim, którzy dodali komentarz pod prologiem. Mam nadzieję, że przypadł wam go gustu. :-) Jak widać powyżej, poznaliście już większość bohaterów. Następny za tydzień!

Buziaczki, 
A


4 komentarze:

  1. Jak zwykle cudowny, fantastyczny, świetny, interesujący mogłam by tak cały czas ♥
    Sebastian i Camila? Mimo że nie lubię Camili ta para idealnie do siebie pasuje.
    Też Mam takie ciasteczka *-* Jem je co tydzień xD
    Prosze, proszem bardzooo zrób fedemile. Kocham ich ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno spotkanie wcale nie oznacza, że Semi zawita na blogu. :-) Relacja tej dwójki będzie znacznie bardziej skomplikowana.

      A

      Usuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic *header*