Mam na imię Daniel i jestem samotnym tatą dwójki dzieci.
Czasem, w złości i poirytowaniu wywołanym natłokiem pytań, mam ochotę tak właśnie przedstawiać się ludziom. Męczy mnie ciągłe opowiadanie tej samej historii. I nie, za dwieście osiemdziesiątym ósmym razem wcale nie jest mi łatwiej. Myślę, że gdybym na czole napisał sobie „Tak, moją żonę zamknęli w psychiatryku”, oszczędziłbym sobie wiele bólu. A może, kiedyś wynajmę sobie człowieka, który będzie wypełniał za mnie te wszystkie obowiązki?
Poznałem ją jedenaście lat temu, na studiach. Była ubrana w tą słynną sukienkę w małe sarenki. Włosy, jak zawsze, rozczochrane, upięte kolorową spinką, ale ona lubiła nazywać tę fryzurę „artystycznym nieładem”. Nosek zabawnie zmarszczony, a na nim para szkieł w masywnych, czarnych oprawach. Uśmiechała się, a ja cały czas miałem wrażenie, że to właśnie ja jestem adresatem tego uśmiechu.
Zakochaliśmy się, można by rzec, błyskawicznie.
Trzy lata później, wspólnie wybieraliśmy białą suknię. Nie wierzyliśmy w przesądy.
Czternastego grudnia, w śnieżnej oprawie, przysięgaliśmy sobie wierność i uczciwość. Do tej pory uważam ten dzień za najpiękniejszy w moim życiu.
Nie minął rok, a na świat miał przyjść nowy człowiek. Nim się obejrzeliśmy, biegaliśmy po mieście z ogromnym, różowym wózkiem, a ludzie na ulicy zatrzymywali się żeby pogratulować nam cudownych córek.
Nie zdążyła nadejść kolejna jesień, a sielankę przerwała jedna, krótka diagnoza. Lekarze twierdzą, że to rodzinne.
Ale! Myślmy optymistycznie! Przecież, mam „cudowne dzieci i szmat życia przed sobą”!
Włosy Tosi do złudzenia przypominały moje. Może gdybym zapuścił je i zaplótł w dwa warkocze, ludzie częściej zauważaliby podobieństwo pomiędzy nami. Oczy miała szmaragdowe, jak mamusia, a nosek zadarty, zupełnie jakbym widział nos mojej mamy.
Natalka była istną kopią Marty. Blond loczki, smukły podbródek, zgrabny nosek. Tylko oczy miała moje; ciemne, czekoladowe.
Obydwie tak samo urocze i kochane. Gdybym był jakimś totalnym pesymistą, mógłbym rzec, że były jedynym co przynosiło mi w życiu jakiekolwiek szczęście. Ale przecież, żaden ze mnie ponurak, prawda?
Jeszcze parę miesięcy temu, odwiedzałem moją Martę codziennie. Pędziłem z przedszkola, gdzie musiałem uporać się z dwoma, wyjątkowo marudnymi z rana, zupełnie tak jak Marta, dziewczynkami, a później odpowiedzieć na serię zupełnie nie taktownych pytań. Przepychałem się w autobusie, tylko po to, by, czasem, spojrzeć na nią przez ułamek sekundy i odczytać z ruchu jej warg krótkie; „Pomocy...”, a, gdy dopisze mi szczęście, zamienić z nią kilka słów.
Nie było mnie tam już od dwudziestu ośmiu dni. I czasem, w nocy, gdy nie mogę zasnąć, zastanawiam się czy za mną tęskni. A może nawet nie zauważyła mojej nieobecności?
A dzisiaj, biegnę zatłoczoną ulicą, bo ukazało się, że to ja zatęskniłem za widokiem jej przestraszonej twarzy.
Wbiegłem do budynku i tradycyjnie wpadłem po drodze na Alę, z którą przegadałem kiedyś pół dnia. I pognałem do mojej Marty. Tyle, że dzisiaj nie miałem szczęścia.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŻE CO? Jak to nie miał szczęścia? Dawaj szybko nowy, bo
Usuńwytrzymam (nie odrobiłam lekcji, nawet się za nie nie zabrałam, więc mam czysty umysł, niezaśmievony żadnymi głupimi pierwiastkami czy co tam jeszcze gimba nie wymyśli. Językowa xd. Fuck yeah, więcej godzin inglisza - więcej prac domowych. Chociaż... angielski to jedyny przedmiot, który naprawdę kocham z całego serduszka i hoćby babka zadawała cały dział ja nadal będę go kochać). Jak możesz tak urywać... Czekam z niecierpliwością, jak nie dodasz niedługo to dostanę ataku padaczki, wyguglam twój adres w internetach, zaopatrzę się w zatemperowane ołówki i nożyce, wjadę z buta do twojego domu, rozwalę kompa, tableta, telefon czy co tam masz, powyrywam włosy, wydziubię oczy i cholera jeszcze wie co. (Lagusiu, dziękuję za inspirację) Nie no, tak na serio do publikuj, nie czekaj z tym :**
Blogger wariuje, zamiast tej czarnej dziury (czyt. bardzo dziwnego akapitu) miało być 'nie' xd
UsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńale mam mnóstwo pytań w głowie
Ale też chyba o to ci chodziło
Czekam na rozwiniecie ;)
To aż prosi się o kontynuację! Tylko nie mów, że na tym koniec, proszę. Zauważyłam, że poruszasz bardzo życiowe tematy, co jest na ogół rzadkie ale bardzo się z tego cieszę.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, dziękuję za życzenia oraz również życzę dużo zdrowia, szczęścia, ciepła i cierpliwości na nadchodzący rok. Jeśli dobrze zrozumiałam, to również czytasz Scarred za co z głębi serca dziękuję, mimo, że "tylko" tłumaczę. I tak, pojawią się rodzice Fabiana i to w bardzo mało kolorowym momencie... Chyba idę spać. Postawiłam sobie cel - jutro przetłumacze cały 32 rozdział (przed chwilą skończyłam 31 po miesiącu osiągania się), czyli czeka mnie dłuuugi dzień. Zakładam słuchawki, włączam playlistę z piosenkami Brada (aka serialowy/fanfictionowy Fabian) (najwspanialszy misio na świecie)(polecam jego piosenki/covery - Ewa Wachowicz) i idę spać!
Życzę dużo weny!
~ Klaudia x
Ps
Twoje poszukiwania zakończone sukcesem - jeden czytelnik więcej :)