Rozdział dziewiąty: Płomiennowłosa
"Dałem Ci swoje serce,
a ty zabrałaś duszę."
Obudził się z ogromnym bólem głowy. Zszedł do kuchni po jakąś tabletkę, a tam zastał Ludmiłę, która jadła śniadanie, czytając jakieś kolorowe czasopismo. Miała słodko rozczochrane włosy, a była ubrana tylko w krótką piżamkę i chyba speszyła się odrobinę na widok Federico, bo pociągnęła koszulę w dół i wygładziła ręką włosy.
- Cześć. - przywitał się krótko i sam sięgnął po coś do jedzenia. Przez chwilę wahał się czy usiąść koło blondynki, ale wreszcie uznał, że to w końcu jego dom i nie będzie jadł na stojąco, tylko dlatego, że wstał trochę później.
Jedli w milczeniu, przyglądając się sobie na wzajem. Federico zauważył, że Ludmiła bez grubej warstwy makijażu na twarzy wygląda zupełnie inaczej, a że był zwolennikiem naturalnego piękna, w takiej wersji podobała mu się bardziej. Za to Ludmiła pierwszy raz widziała Federa bez grzywki do nieba i mogła o tym powiedzieć tylko to, że wyglądał inaczej.
Ciszę przerwały kroki dwóch kobiet. Monica i Angie zawzięcie o czymś dyskutowały i śmiały się co chwilę, ale ani Ludmiła, ani Federico nie potrafili zrozumieć co takiego śmiesznego powiedziały.
- Co tutaj tak cicho? - zawołała pierwsza z nich i wyciągnęła z kredensu dwie filiżanki, z zamiarem zrobienia porannej kawy dla siebie i swojej towarzyszki.
- Federico, powieźć cię do szkoły? - zapytała Angie, nawet nie czekając aż ktokolwiek odpowie na wcześniej zadane pytanie. Chłopak pokręcił tylko głową, bo usta miał pełne słodkich płatków.
- Przejadę się autobusem. - dodał, kiedy już przełknął miodowe kółeczka.
- Mój syn rezygnuje z takiej oferty? Tego się nie spodziewałam! - zaśmiała się i poczochrała Federico po głowie. Na szczęście, jeszcze nie zdążył jej ułożyć.
- Muszę porozmawiać z Francescą. - wyjaśnił i wrócił do jedzenia.
- Francesca? Czyżby twoja dziewczyna? - zapytała podekscytowana Angie, a Federico wzdrygnął się na samą myśl o nim i Francesce razem. Świetnie, kolejna osoba, która będzie chciała zeswatać go z Fran. Wystarczą mu rodzice, włoskie ciotki i babcia, która bez przerwy powtarza: "Jakie by były z tego ładne wnuki."
- Przyjaciółka. - sprostował i uśmiechnął się sztucznie.
- Ja to już znam takie przyjaciółki. Moment i będziecie za rączki latać. - westchnęła, a Fede o mało co nie zwrócił śniadania. Już miał tłumaczyć Angie, że z Francescą przyjaźnią się od dziecka, że traktuje ją jak siostrę i nie wyobraża sobie, że kiedykolwiek mogliby być razem, ale spojrzał na zegar i uznał, że musi wyjść za pół godziny, więc nie starczy mu na to czasu. Jeszcze by nie zdążył doprowadzić grzywki do porządku.
Trzydzieści parę minut później, stał już na przystanku. Francesca, jak zwykle była tam wcześniej niż on. Przecież autobusy nie zawsze przyjeżdżają punktualnie, a może przytrafić się kierowca, który nie odczeka kulturalnie do godziny odjazdu a potem będzie musiała iść do szkoły na na nogach albo, co gorsza, pojechać późniejszym autobusem i spóźnić się na lekcje.
Opowiadała mu o wczorajszym spotkaniu z Sebastianem. Mieli w trójkę taką małą tradycję, że zawsze relacjonowali zebranie osobie, która je opuściła. Jakimś cudem, Federico i tak zawsze był niedoinformowany.
- Dlaczego nie ma z tobą Ludmiły? - zapytała i pomachała otwartą dłonią przed twarzą Federico. Faktycznie była ciekawa, jak to się stało, że chodzą do jednej szkoły, a nie jadą tym samym autobusem.
- Co? - ocknął się. Fran już dawno zauważyła, że buja w obłokach. Pokręciła głową z politowaniem.
- Pytałam, gdzie Ludmiła. - powtórzyła, a autobus właśnie podjechał pod przystanek. Weszli do środka i tradycyjnie zajęli miejsca na samym końcu.
- Angie ją zawiezie. - wyjaśnił i chyba powrócił do unoszenia się nad ziemią. Francesca szturchnęła go w ramię. Momentalnie oprzytomniał.
- A ciebie nie? - wypytywała dalej, a Federico oparł policzek o autobusową szybę. - Fuj, Federico! Zarazki. - wtrąciła i odruchowo odkleiła twarz przyjaciela od szkła. Fede tylko zaśmiał się pod nosem z, jak to z Sebastianem nazywali, matczynego odruchu Francesci.
- Chciałem z tobą porozmawiać. - wyjaśnił, a Francesca szybko przypomniała sobie ich wczorajszą rozmowę na czacie.
- No tak, widać jak bardzo chcesz ze mną rozmawiać. Nie zwracasz na mnie uwagi Federico! - zażaliła się, a chłopak przytaknął jej ze skruszoną miną.
- Wybacz, nie mogę przestać myśleć o tej dziewczynie. - przyznał i zaczął poprawiać włosy, przeglądając się w szybie autobusu. Fran mimowolnie się zaśmiała. Chyba nigdy nie przestanie jej dziwić ta zdumiewająca obsesja Włocha.
- Jakiej dziewczynie? - zapytała po dłuższej chwili.
- No o Ludmile. - zirytował się, jakby była to rzecz oczywista. - Ta dziewczyna mnie zastanawia.
- Nie poznaje cię Federico. Zawróciła ci w głowie jakaś dziewczyna? - zdziwiła się. Faktycznie, Federico nigdy nie miał większej styczności z inną kobietą niż jego mama, bądź Fran. Może to dlatego, że był osobą wyjątkowo nieśmiałą.
- To nie tak Fran. - bronił się - Po prostu zastanawia mnie, jaka ona jest naprawdę.
Fran tylko pomachała głową z rozbawieniem. Zastanawiała się czy kiedykolwiek będzie w stanie zrozumieć swojego przyjaciela.
###
Jak zwykle, wszedł do klasy spóźniony. Bąknął krótkie "Przepraszam" i zupełnie zignorował upominającego go nauczyciela. Udał się na tył klasy. Przez moment chciał usiąść w ostatnim rzędzie, ale polonista upomniał go głośno, więc był zmuszony udać się na swoje stałe miejsce. Wykrzywił się na widok kolorowych zeszytów i notesów równo poukładanych na ławce. Wszystkie równo podpisane, oklejone różnorakim papierem. Przesunął ten różowy w ciemniejsze grochy, na co Camila zareagowała cichym westchnieniem.
- Siema ruda. - przywitał się cicho. Nie chciał żeby profesor go usłyszał.
- Płomiennowłosa. - sprostowała i poprawiła wysoki kucyk przewiązany pudrowo różową wstążką.
- Co? - stęknął, chyba odrobinę za głośno, bo kilka osób odwróciło się w ich stronę, a klasowa lizuska nawet uciszyła ich palcem.
- W podstawówce nauczycielka kazała tak na mnie mówić klasie. Jak widać, z tobą trzeba jak z dzieckiem. - wyjaśniła z przekąsem. Nauczyciel właśnie dyktował notatkę, więc Camila otworzyła zeszyt, żeby nie mieć zaległości.
- Wypraszam sobie. To nie ja jestem ubrany w sukienkę w pączki. - odgryzł się i wskazał na ubranie dziewczyny. Ona wystawiła mu język w odwecie.
- Już sobie ciebie w niej wyobrażam. - zaśmiała się, a Seba szturchnął jej drobne ramię, tak, że pióro wyleciało jej z dłoni, tworząc na papierze fantazyjnego kleksa. - Seba! - krzyknęła oburzona, a prowadzący lekcje, przerwał swój monolog i zgromił ich wzrokiem. Camila speszyła się odrobinę i spuściła głowę, a Seba tylko zaśmiał się niezauważalnie. Tak jak przewidział, polonista nie wytrzymałby całego dnia bez upominania go.
- Verdas! Torres! Ile razy mam powtarzać? - warknął na nich i śmiesznie założył ręce na piersi. Sebastian zachichotał mimowolnie. - Najchętniej rozsadziłbym waszą dwójkę, ale dla ciebie Verdas byłaby to raczej nagroda. - stwierdził i przerwał na moment. Chyba zastanawiał się nad karą dla swoich uczniów. Każdy inny nauczyciel wpisałby im po naganie, ale Seba już dawno zaszedł poloniście za skórę, więc ten nie odpuścił mu tak łatwo. - Przygotujecie referat na temat tego, czego nauczyliście się na dzisiejszej lekcji. Na jutro. Razem. - zarządził, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Sebastian jęknął niezadowolony.
W ciągu następnych kilkunastu minut nie zamienili nawet słowa. Camila groźnie spoglądała na Meksykanina, a ten rysował na marginesie zeszytu jakieś gniewne kształty.
- U kogo się spotykamy? - dopadła go przy wyjściu z klasy. Seba tylko spojrzał na nią krzywo.
- Nie mam dzisiaj czasu. - odpowiedział sucho i przyspieszył kroku. Faktycznie był umówiony z Fran i Federico. Mieli przecież dzisiaj poznać tą słynną Ludmiłę.
- Co mnie to obchodzi, Verdas? Mi też nie uśmiecha się wieczór w twoim towarzystwie, ale to ty nas w to wpakowałeś, więc musisz się dostosować. U ciebie, o szóstej. - ustaliła, nerwowo bawiąc się ognistymi kosmykami. Zbliżali się już od wyjścia ze szkoły. Przez moment Seba ucieszył się, że wreszcie uwolni się od rudej, ale szybko przypomniał sobie, że przecież jeszcze chwilę idą w tym samym kierunku.
- Mówię, że nie ma mnie w domu. - powtórzył stanowczo, totalnie ignorując to, że na niego nakrzyczała.
- To będziesz. - zarządziła i podparła dłonie na biodrach.
- Pocałujesz klamkę. - zaśmiał się. Mocniej otulił się bluzą i wsadził ręce do kieszeni dresów. Camila zadrżała z zimna. Ochłodziło się, a ona miała na sobie tylko tą ohydnie słodką sukienkę. - Masz. - zarzucił na nią swoją bluzę. Dziewczyna skrzywiła się, ale musiało jej być wyjątkowo zimno, bo ostatecznie przyjęła podarunek.
- Zaciągnę cię tam, choćby siłą. - wróciła do tematu, a Sebastian westchnął wymownie.
- Pff, powaliłbym cię jednym palcem. - prychnął, a Cami spojrzała na niego, śmiesznie unosząc brew.
- Uderzyłbyś dziewczynę?
- Nie uderzył, powalił. - sprostował. Dziewczyna zaśmiała się i podbiegła, żeby dogonić szatyna, który szedł wyjątkowo szybko. Sebastian przyglądał się przez chwilę rudym włosom Cami. Śmiesznie się układały, a przy czole sterczały małe, zabawne loczki. Seba zaśmiał się bezgłośnie.
Po krótkiej chwili marszu, zobaczył przez sobą uśmiechniętą, machającą do niego Włoszkę. Miała na sobie sukienkę w grochy i obowiązkowo kokardę wpiętą we włosy.
"One by się chyba dogadały." - pomyślał, spoglądając na różową wstążkę przy kucyku rudej. Camila nagle skręciła w boczną uliczkę, jakby też zauważyła Francesce.
- Do zobaczenia Verdas. Tylko się przygotuj. Nie odwale za ciebie całej roboty. - zawołała na odchodne i w podskokach ruszyła przed siebie. Dziwne, że po kilku godzinach w szkole, awanturze z nauczycielem, a później z Sebastianem, ciągle miała tyle energii.
- Nara ruda. - pożegnał się złośliwie i posłał w stronę dziewczyny krzywy uśmiech.
- Płomiennowłosa. - krzyknęła jeszcze z daleka i, jakby celowo, zamachała kilka razy związanymi lokami.
- Jak wolisz. - powiedział, chociaż już bardziej do siebie, bo Camila z pewnością go nie usłyszała. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę i zauważył, że z każdym krokiem te pomarańczowe sprężynki podskakują, żeby za chwile opaść na ramiona dziewczyny. Na właśnie. Ramiona przykryte szarą bluzą. Jego bluzą! Już chciał do niej podbiec i zażądać zwrotu własności, ale chyba zrodziło się w nim coś na kształt litości i uznał, że Camili bez tej bluzy będzie zimno, a przecież i tak będzie ją musiał jeszcze dzisiaj przeganiać spod baru, więc wtedy mu ją odda.
W tej samej chwili stanęła obok niego uśmiechnięta od ucha do ucha Francesca. Przeskakiwała z nogi na nogę i nuciła jakąś melodię, której Seba nie potrafił rozpoznać.
- Oj, Seba. Już drugi raz widzę cię z tą dziewczyną. Czyżbyś mi czegoś nie mówił? - zapytała podejrzliwie i zaśmiała się perliście. Chwyciła pod ramię Sebastiana, który ciągle był zapatrzony na Camilę, która powoli znikała za drzewami.
- Co? Nie. Fuj! Prędzej umówił bym się z tobą. - zawołał zniesmaczony, a Francesca zrobiła obrażoną minę i wyciągnęła język w jego stronę. - Wiesz o co mi chodzi.
Co dziwne - wiedziała.
No, no. Ale się rozpisałam. Jest 2405 wyrazów. To chyba jakiś mój osobisty rekord. Tak mi się jakoś przyjemnie pisało o Camili i Sebe, że ten fragment wyszedł taki przydługi. Rozdział miał wyglądać inaczej, ale z obecnej wersji jestem jakoś względnie zadowolona. No, zawsze mogło być lepiej.
Tak właściwie to mam już napisane fragmenty następnego rozdziału i pewnie pojawiłby się szybciutko, gdyby nie to, że w niedzielę wyjeżdżam, nie ma mnie cały tydzień, wracam tylko na kilkanaście godzin i znowu wyruszam w świat. :) W tym czasie pewnie coś napiszę, bo na drugi wyjazd zabieram ze sobą laptopa. Nie wiem tylko czy uda mi się złapać jakieś Wi-Fi. W każdym razie, w najbliższym czasie raczej nic się nie pojawi.
Na dzisiaj to tyle, do napisania, mam nadzieję jak najszybciej. :)
A
W ciągu następnych kilkunastu minut nie zamienili nawet słowa. Camila groźnie spoglądała na Meksykanina, a ten rysował na marginesie zeszytu jakieś gniewne kształty.
- U kogo się spotykamy? - dopadła go przy wyjściu z klasy. Seba tylko spojrzał na nią krzywo.
- Nie mam dzisiaj czasu. - odpowiedział sucho i przyspieszył kroku. Faktycznie był umówiony z Fran i Federico. Mieli przecież dzisiaj poznać tą słynną Ludmiłę.
- Co mnie to obchodzi, Verdas? Mi też nie uśmiecha się wieczór w twoim towarzystwie, ale to ty nas w to wpakowałeś, więc musisz się dostosować. U ciebie, o szóstej. - ustaliła, nerwowo bawiąc się ognistymi kosmykami. Zbliżali się już od wyjścia ze szkoły. Przez moment Seba ucieszył się, że wreszcie uwolni się od rudej, ale szybko przypomniał sobie, że przecież jeszcze chwilę idą w tym samym kierunku.
- Mówię, że nie ma mnie w domu. - powtórzył stanowczo, totalnie ignorując to, że na niego nakrzyczała.
- To będziesz. - zarządziła i podparła dłonie na biodrach.
- Pocałujesz klamkę. - zaśmiał się. Mocniej otulił się bluzą i wsadził ręce do kieszeni dresów. Camila zadrżała z zimna. Ochłodziło się, a ona miała na sobie tylko tą ohydnie słodką sukienkę. - Masz. - zarzucił na nią swoją bluzę. Dziewczyna skrzywiła się, ale musiało jej być wyjątkowo zimno, bo ostatecznie przyjęła podarunek.
- Zaciągnę cię tam, choćby siłą. - wróciła do tematu, a Sebastian westchnął wymownie.
- Pff, powaliłbym cię jednym palcem. - prychnął, a Cami spojrzała na niego, śmiesznie unosząc brew.
- Uderzyłbyś dziewczynę?
- Nie uderzył, powalił. - sprostował. Dziewczyna zaśmiała się i podbiegła, żeby dogonić szatyna, który szedł wyjątkowo szybko. Sebastian przyglądał się przez chwilę rudym włosom Cami. Śmiesznie się układały, a przy czole sterczały małe, zabawne loczki. Seba zaśmiał się bezgłośnie.
Po krótkiej chwili marszu, zobaczył przez sobą uśmiechniętą, machającą do niego Włoszkę. Miała na sobie sukienkę w grochy i obowiązkowo kokardę wpiętą we włosy.
"One by się chyba dogadały." - pomyślał, spoglądając na różową wstążkę przy kucyku rudej. Camila nagle skręciła w boczną uliczkę, jakby też zauważyła Francesce.
- Do zobaczenia Verdas. Tylko się przygotuj. Nie odwale za ciebie całej roboty. - zawołała na odchodne i w podskokach ruszyła przed siebie. Dziwne, że po kilku godzinach w szkole, awanturze z nauczycielem, a później z Sebastianem, ciągle miała tyle energii.
- Nara ruda. - pożegnał się złośliwie i posłał w stronę dziewczyny krzywy uśmiech.
- Płomiennowłosa. - krzyknęła jeszcze z daleka i, jakby celowo, zamachała kilka razy związanymi lokami.
- Jak wolisz. - powiedział, chociaż już bardziej do siebie, bo Camila z pewnością go nie usłyszała. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę i zauważył, że z każdym krokiem te pomarańczowe sprężynki podskakują, żeby za chwile opaść na ramiona dziewczyny. Na właśnie. Ramiona przykryte szarą bluzą. Jego bluzą! Już chciał do niej podbiec i zażądać zwrotu własności, ale chyba zrodziło się w nim coś na kształt litości i uznał, że Camili bez tej bluzy będzie zimno, a przecież i tak będzie ją musiał jeszcze dzisiaj przeganiać spod baru, więc wtedy mu ją odda.
W tej samej chwili stanęła obok niego uśmiechnięta od ucha do ucha Francesca. Przeskakiwała z nogi na nogę i nuciła jakąś melodię, której Seba nie potrafił rozpoznać.
- Oj, Seba. Już drugi raz widzę cię z tą dziewczyną. Czyżbyś mi czegoś nie mówił? - zapytała podejrzliwie i zaśmiała się perliście. Chwyciła pod ramię Sebastiana, który ciągle był zapatrzony na Camilę, która powoli znikała za drzewami.
- Co? Nie. Fuj! Prędzej umówił bym się z tobą. - zawołał zniesmaczony, a Francesca zrobiła obrażoną minę i wyciągnęła język w jego stronę. - Wiesz o co mi chodzi.
Co dziwne - wiedziała.
###
Już kolejną godzinę kursował pomiędzy stolikami. Francesca, Sebastian i Federico nie mogli dzisiaj pomóc wkawiarnii, więc Diego dostał jednodniowy awans. Już od kilku godzin zbierał zamówienia i musiał przyznać, że podobało mu się to dużo bardziej niż zmywanie naczyń, którymi chwilowo zajął się sam właściciel.
- Duża, mrożona kawa z karmelem! - rzucił w stronę kuchni, a Maximiliano pokiwał tylko nieznacznie głową i zabrał się za przygotowywanie napoju.
- Jak się czujesz w roli kelnera. - Natalia zwróciła się do niego, nie podnosząc głowy z nad kartki na której zawzięcie coś dodawała.
- Dużo lepiej niż na zmywaku. - przyznał, a Hiszpanka uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Widzisz, oni się bawią, a my tu musimy za nich harować. - zaśmiała się i zniknęła gdzieś na zapleczu. Jak się za chwilę dowiedział, żeby zmienić Leona na zmywaku, bo szef za moment pojawił się za ladą. Diego zaproponował, że powróci do swojego poprzedniego zajęcia, żeby Natalia nie musiała tego robić, ale Leon zapewnił go, że bardzo dobrze idzie mu kelnerowanie, a jego narzeczona wprost uwielbia zmywać. Chyba odrobinę to podkoloryzował, bo z kuchni dało się usłyszeć stanowczy protest Natalii.
Mijały kolejne minuty, Natalia z Leonem zrobili już trzy zmiany, a Diego spisał dokładnie osiemnaście zamówień. Przez lokal przewinęła się grupa roześmianych dziewczyn, kilku pełnych energii dzieciaków z pobliskiej szkoły muzycznej, starsza pani z wnuczkiem, która nie mogła zrozumieć dlaczego nie sprzedają waty cukrowej, dwóch biznesmenów, którzy zamówili po jednej kawie i pili ją kilka kilka godzin oraz jakaś rudowłosa, która wściekła wpadła do lokalu i uznała, że pilnie szuka Sebastiana. Pod pachą przymała ogromną, jasno różową teczkę i dużą, kremową torbę na ramieniu, z której wystawały kolorowe zeszyty. Gdy Natalia poinformowała ją, że Seba wyszedł i najprawdopodobniej nie wróci w najbliższym czasie, ta uznała, że zaczeka. Zajmowała właśnie mały stoliczek w lewym roku i sączyła trzecią kawę.
Zbliżał się koniec jego zmiany. Jeszcze kilkanaście minut i będzie mógł spokojnie wrócić do domu. Nie ukrywał, że męczyła go ta praca, ale mimo to bardzo lubił przychodzić do baru. Zapach świeżej kawy przywracał go do życia, a rozmowy z ludźmi chyba dobrze mu robiły, bo ostatnio chodził jakiś weselszy.
Poczuł wibracje w kieszeni spodni. Szybko chwycił telefon i przeciągnął po zielonej słuchawce. Miał chwilę przerwy, bo o tej porze lokal był już prawie pusty. W słuchawce usłyszał głos Rose. Płakała. Prosiła żeby przyszedł. Mówiła coś o mamie, że nie wie co zrobić, że potrzebuje pomocy. Bez zastanowienia zrzucił z siebie uniform i pobiegł w stronę domu. Przez chwilę słyszał jeszcze krzyki Leona i głos zdenerwowanej Naty, ale nawet się nie odwrócił. Trudno, wyjaśni im jutro. Muszą zrozumieć. Nie mógł zostawić siostry.
Czuł na sobie wzrok przechodniów. Kilka osób, które przypadkowo potrącił, nakrzyczało na niego, a jedna staruszka zaczęła go nawet gonić. Biegł tak szybko, że pod domem znalazł się już po kilku minutach. Wygrzebał klucze z kieszeni i drżącą ręką przekręcił nimi w zamku. Przy wejściu napadła na niego Rose. Była roztrzęsiona, Mówiła coś, ale płacz zamieniał słowa w niezrozumiały bełkot. Wtedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Momentalnie znalazł się w salonie, z którego dochodziły te hałasy. Przeraził się. Mama stała na środku pokoju. Miała rozczochrane włosy, makijaż rozmazany od łez, a z lewego łokcia sączyła się świeża krew. W prawej dłoni mocno ściskała pusty kieliszek, który już po chwili wylądował na przeciwległej ścianie. Chyba była pijana.
- Mamo. - wyszeptał, żeby zwrócić na siebie uwagę kobiety. Zawarczała gniewnie. Chłopak przezornie odesłał siostrę na górę i kazał zamknąć się w pokoju. Bał się. Takie sceny nigdy nie miały miejsca w ich domu. Prawda, rodzice się kłócili. Mama czasem wpadała w furię, a tacie zdarzyło się podnieść na nią głos. Jednak nigdy nie dopuścili, aby zobaczyło to którekolwiek z dzieci. - Uspokój się. - ciągnął bezradnie i odsunął kolejne naczynie, po które sięgała mama.
- Zostaw mnie. - ryknęła. Kolejny kieliszek roztrzaskał się na śnieżnobiałej ścianie. Diego nie miał pojęcia co powinien zrobić. Położył dłonie na ramionach mamy, a po chwili mocno do siebie przytulił. Teraz dokładnie wyczuł zapach alkoholu. Kobieta opadła na fotel. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno szlochać. Diego usiadł obok i wziął ją w swoje ramiona.
- Duża, mrożona kawa z karmelem! - rzucił w stronę kuchni, a Maximiliano pokiwał tylko nieznacznie głową i zabrał się za przygotowywanie napoju.
- Jak się czujesz w roli kelnera. - Natalia zwróciła się do niego, nie podnosząc głowy z nad kartki na której zawzięcie coś dodawała.
- Dużo lepiej niż na zmywaku. - przyznał, a Hiszpanka uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Widzisz, oni się bawią, a my tu musimy za nich harować. - zaśmiała się i zniknęła gdzieś na zapleczu. Jak się za chwilę dowiedział, żeby zmienić Leona na zmywaku, bo szef za moment pojawił się za ladą. Diego zaproponował, że powróci do swojego poprzedniego zajęcia, żeby Natalia nie musiała tego robić, ale Leon zapewnił go, że bardzo dobrze idzie mu kelnerowanie, a jego narzeczona wprost uwielbia zmywać. Chyba odrobinę to podkoloryzował, bo z kuchni dało się usłyszeć stanowczy protest Natalii.
Mijały kolejne minuty, Natalia z Leonem zrobili już trzy zmiany, a Diego spisał dokładnie osiemnaście zamówień. Przez lokal przewinęła się grupa roześmianych dziewczyn, kilku pełnych energii dzieciaków z pobliskiej szkoły muzycznej, starsza pani z wnuczkiem, która nie mogła zrozumieć dlaczego nie sprzedają waty cukrowej, dwóch biznesmenów, którzy zamówili po jednej kawie i pili ją kilka kilka godzin oraz jakaś rudowłosa, która wściekła wpadła do lokalu i uznała, że pilnie szuka Sebastiana. Pod pachą przymała ogromną, jasno różową teczkę i dużą, kremową torbę na ramieniu, z której wystawały kolorowe zeszyty. Gdy Natalia poinformowała ją, że Seba wyszedł i najprawdopodobniej nie wróci w najbliższym czasie, ta uznała, że zaczeka. Zajmowała właśnie mały stoliczek w lewym roku i sączyła trzecią kawę.
Zbliżał się koniec jego zmiany. Jeszcze kilkanaście minut i będzie mógł spokojnie wrócić do domu. Nie ukrywał, że męczyła go ta praca, ale mimo to bardzo lubił przychodzić do baru. Zapach świeżej kawy przywracał go do życia, a rozmowy z ludźmi chyba dobrze mu robiły, bo ostatnio chodził jakiś weselszy.
Poczuł wibracje w kieszeni spodni. Szybko chwycił telefon i przeciągnął po zielonej słuchawce. Miał chwilę przerwy, bo o tej porze lokal był już prawie pusty. W słuchawce usłyszał głos Rose. Płakała. Prosiła żeby przyszedł. Mówiła coś o mamie, że nie wie co zrobić, że potrzebuje pomocy. Bez zastanowienia zrzucił z siebie uniform i pobiegł w stronę domu. Przez chwilę słyszał jeszcze krzyki Leona i głos zdenerwowanej Naty, ale nawet się nie odwrócił. Trudno, wyjaśni im jutro. Muszą zrozumieć. Nie mógł zostawić siostry.
Czuł na sobie wzrok przechodniów. Kilka osób, które przypadkowo potrącił, nakrzyczało na niego, a jedna staruszka zaczęła go nawet gonić. Biegł tak szybko, że pod domem znalazł się już po kilku minutach. Wygrzebał klucze z kieszeni i drżącą ręką przekręcił nimi w zamku. Przy wejściu napadła na niego Rose. Była roztrzęsiona, Mówiła coś, ale płacz zamieniał słowa w niezrozumiały bełkot. Wtedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Momentalnie znalazł się w salonie, z którego dochodziły te hałasy. Przeraził się. Mama stała na środku pokoju. Miała rozczochrane włosy, makijaż rozmazany od łez, a z lewego łokcia sączyła się świeża krew. W prawej dłoni mocno ściskała pusty kieliszek, który już po chwili wylądował na przeciwległej ścianie. Chyba była pijana.
- Mamo. - wyszeptał, żeby zwrócić na siebie uwagę kobiety. Zawarczała gniewnie. Chłopak przezornie odesłał siostrę na górę i kazał zamknąć się w pokoju. Bał się. Takie sceny nigdy nie miały miejsca w ich domu. Prawda, rodzice się kłócili. Mama czasem wpadała w furię, a tacie zdarzyło się podnieść na nią głos. Jednak nigdy nie dopuścili, aby zobaczyło to którekolwiek z dzieci. - Uspokój się. - ciągnął bezradnie i odsunął kolejne naczynie, po które sięgała mama.
- Zostaw mnie. - ryknęła. Kolejny kieliszek roztrzaskał się na śnieżnobiałej ścianie. Diego nie miał pojęcia co powinien zrobić. Położył dłonie na ramionach mamy, a po chwili mocno do siebie przytulił. Teraz dokładnie wyczuł zapach alkoholu. Kobieta opadła na fotel. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno szlochać. Diego usiadł obok i wziął ją w swoje ramiona.
No, no. Ale się rozpisałam. Jest 2405 wyrazów. To chyba jakiś mój osobisty rekord. Tak mi się jakoś przyjemnie pisało o Camili i Sebe, że ten fragment wyszedł taki przydługi. Rozdział miał wyglądać inaczej, ale z obecnej wersji jestem jakoś względnie zadowolona. No, zawsze mogło być lepiej.
Tak właściwie to mam już napisane fragmenty następnego rozdziału i pewnie pojawiłby się szybciutko, gdyby nie to, że w niedzielę wyjeżdżam, nie ma mnie cały tydzień, wracam tylko na kilkanaście godzin i znowu wyruszam w świat. :) W tym czasie pewnie coś napiszę, bo na drugi wyjazd zabieram ze sobą laptopa. Nie wiem tylko czy uda mi się złapać jakieś Wi-Fi. W każdym razie, w najbliższym czasie raczej nic się nie pojawi.
Na dzisiaj to tyle, do napisania, mam nadzieję jak najszybciej. :)
A